Orgonit

Chcę Wam opowiedzieć o bardzo niezwykłym przedmiocie który nazywa się orgonit .Zacznę od początku, czyli od jego wynalazcy.

Wilhelm Reich

Lekarz medycyny i uczeń Zygmunta Freuda, jego prace miały wpływ nawet na badania samego Alberta Einsteina. Postać bardzo kontrowersyjna, o której opinie są skrajnie różne – jedni uważają go za geniusza, inni za szarlatana. Urodził się w 1897 roku w Galicji we wsi Dobrzanica, w powiecie Przemyślańskim – na terenie dzisiejszej Ukrainy. Jego ojcem był Leon Reich, bogaty hodowca pochodzenia żydowskiego, który dostarczał bydło armii austro-węgierskiej, matką zaś Cecylia z domu Roniger. Miał brata Roberta (zm. 1926). Zarówno on, jak i jego brat posiadali obywatelstwo austriackie. W młodości Wilhelm Reich otrzymał gruntowne wykształcenie z zakresu m.in. rachunkowości, historii sztuki czy łaciny, dzięki prywatnym nauczycielom. Mimo iż pochodził ze wschodniej części Galicji, gdzie posługiwano się językiem ukraińskim, znal bardzo dobrze język niemiecki. W Wiedniu rozpoczął naukę w Szkole Medycznej na Uniwersytecie Wiedeńskim ,którą ukończył w 1922 roku z tytułem doktora medycyny .W wieku 23 lat poznał 64-letniego wówczas Zygmunta Freuda i stal się jednym z jego najlepszych studentów.

Reich odkrył ORGON, czyli “energię kosmiczną”, a dokładniej mówiąc jej skład.
Twierdził że wynalazł lek na raka oraz metodę kontrolowania pogody. Był wyśmiewany przez towarzystwa naukowe i medyczne, dlatego musiał uciekać i ukrywać się przez wiele lat w różnych krajach . Większość jego prac i badań zostało zniszczonych przez rząd USA.Kiedy przebywał w więzieniu skonfiskowano jego wszystkie dzieła po czym zostały one spalone w nowojorskiej spalarni. Reich zmarł na zawał w więzieniu, do którego trafił za lekceważenie postanowień sądu w 1957 r.

Akumulator (kosmicznej energii) Reicha jest podstawą dzisiejszych ORGONITÓW, które są ulepszoną wersją tego własnie akumulatora. Rożnica polega na dodaniu bardzo ważnego elementu, jakim jest KWARC. Orgonit pochłania negatywną eteryczną (orgonową) energię ze swojego otoczenia i poprzez swój specjalny skład przetwarza ją na pozytywną dla ludzkiej psychiki i zdrowia korzystną witalną, energię życiową.

We wnętrzu orgonitu następuje cały czas proces transformacji niekorzystnej energii, na harmonijną i pozytywną. Głównym zadaniem orgonitów jest emanowanie ożywczą, korzystną dla organizmów żywych, czystą energią Orgonu. Orgonitów nie trzeba oczyszczać, ponieważ nie kumulują negatywnej energii – one ją transformują.

Nie wymagają zasilania nie rozładowują się, działają zarówno w otwartej przestrzeni jak i w budynkach nie emitują szkodliwego promieniowania, wręcz przeciwnie – wszystkie działają bardzo korzystnie na organizm ludzki.

Skład

Orgonit jest mieszanką złożoną z 50% żywicy organicznej lub wosku oraz drugie 50% małych cząsteczek metalu (miedzi, żelaza, srebra, złota) i kryształów (kwarcu, innych kamieni). Tworzą one silną energetyczną matrycę, mającą zdolność do transmutacji negatywnych energii w zdrową i podtrzymującą życie. Bardzo ważnym elementem wyróżniającym orgonity od pierwotnych konstrukcji Reicha jest użycie w ich wnętrzu kwarcu (przede wszystkim kryształu górskiego). Dzięki minerałom urządzenie zawsze wypromieniowuje Pozytywny Orgon POR (Positive Orgone Radiation- Pozytywne Promieniowanie Orgonowe) transformując negatywną energię DOR (Deadly Orgone Radiation- Śmiertelne Promieniowanie Orgonowe).

Właściwości i zalety

Orgonit ma bardzo pozytywny wpływ na ziemię, ochronę środowiska, na wszystkie żywe organizmy, faunę i florę, oczyszcza wodę pitna, stawy i rzeki
neutralizuje strefy geopatyczne, w wyniku zakłóceń integralności skal powstałych w sposób naturalny (uskoki tektoniczne, radioaktywność, cieki wodne, mokradła) lub sztuczny (sieci inżynieryjne) a mających niepożądane oddziaływanie na zdrowie człowieka, które mogą wpływać na bezsenność, zawroty i bóle głowy, zaburzenia rytmu serca, powstawanie nowotworów i innych chorób.
Neutralizuje i przekształca strefy psychosomatyczne, czyli negatywną energię płynącą z niskich myśli i emocji takich jak stres, lęk, napięcie, nienawiść, zazdrość, gniew itp., na pozytywną energię. Energię tą szczególnie silnie odczuwają niemowlęta i dzieci, ale również większość dorosłych.
Neutralizuje i transformuje smog elektromagnetyczny tj. promieniowanie elektromagnetyczne z naszego otoczenia. Najbardziej zanieczyszczają smogiem elektromagnetycznym nasze środowisko naturalne – systemy radarowe , radary wojskowe i lotniskowe, nadajniki GSM,telewizyjne ,radiowe, nadajniki Wi-Fi, instalacje wojskowe, elektrownie, linie energetyczne. Smog elektromagnetyczny powstaje również w każdym gospodarstwie domowym. Jego źródłem jest elektronika użytkowa (radia, telewizory, lodówki, mikrofalówki itp.), telefony, żarówki, kineskopy, urządzenia klimatyzacyjne, urządzenia bezprzewodowej komunikacji (WiFi, bluetooth)
Orgonit poprzez swoje działanie pomaga uzdrawiać ciało i neutralizuje ból, poprawia nastrój, łagodzi depresję .
Wzmacnia biopole człowieka co wspomaga proces leczenia wielu chorób,
działa na organizm harmonizująco, dzięki czemu czujemy się bardzo dobrze, pełni życia i bardziej wypoczęci niż zazwyczaj.

Czy to działa ?


To jest mój orgonit. Zamówiłem go w greenharmony.pl .

Wczoraj przyszła paczka . Ustawiłem go na stole i zupełnie o nim zapomniałem .

Muszę powiedzieć że działa . Obudziłem się wypoczęty o 6 rano i chciałem już wstawać . A ja nigdy nie budzę się o 6 rano , nawet mi się to nie śni .

Kiedy trzymam rękę nad orgonitem to czuję jego energię , i po chwili pulsuje mi całe ciało . Jestem wypoczęty i zrelaksowany .Wiem że działa i mogę go Wam szczerze polecić .

Dajcie znać jak działa na Was .

Odporność

Odporność organizmu tworzą dwie niezależne od siebie linie obrony – usytuowana na zewnątrz obrona nieswoista oraz usytuowana wewnątrz obrona swoista (*Swoisty – specyficzny, charakterystyczny, szczególny, indywidualny, odrębny).

Obie linie obrony tworzą jednolity system odpornościowy, niemniej jednak każda z nich pełni swoją funkcję zupełnie inaczej, toteż należy rozpatrywać je oddzielnie, jako pierwszą i drugą linię obrony.

Odporność nieswoista jako pierwsza linia obrony

Rolą odporności nieswoistej jest przede wszystkim zapobieżenie przeniknięciu do organizmu jakichkolwiek elementów pochodzących ze środowiska zewnętrznego, bez względu na swoiste cechy owych elementów – czy są to zarazki, drobinki kurzu, farby, kleje, krople deszczu, płatki śniegu, pyłki roślin, zarodniki grzybów, odchody roztoczy, pasożyty. Innymi słowy, odporność nieswoista tworzy pierwszą linię obrony – zaporę miedzy organizmem a czynnikami środowiska zewnętrznego.

Fundamentalną rolę w tej linii obrony odgrywa powłoka zewnętrzna organizmu, na którą składają się skóra oraz błona śluzowa. Ponieważ specyficzne właściwości tych dwóch elementów składających się na naszą powłokę są nieco inne, należy rozpatrywać je oddzielnie: jako obronę nieswoistą skóry oraz obronę nieswoistą błony śluzowej.

Obrona nieswoista skóry

Decydującym warunkiem skuteczności skóry jako elementu obrony nieswoistej organizmu jest zachowanie szczelności, w utrzymaniu której główna rolę odgrywa szybkie strupienie, a następnie gojenie się wszelkich ubytków – ran, zadrapań, otarć naskórka.

Dodatkowym elementem obrony nieswoistej skóry jest okrywający ją naskórek, którego zadaniem jest wytworzenie specyficznej osłony oddzielającej komórki skóry właściwej od wpływu czynników pochodzących ze środowiska zewnętrznego.

Ponadto naskórek pełni rolę swoistej gąbki wychwytującej niezmywalne substancje (kleje, farby, sadzę, smołę, atrament, tusz), dzięki czemu nie pozostają one na skórze na stałe, jak na przykład tatuaże, lecz złuszczają się wraz z naskórkiem.

Ważnym uzupełnieniem obrony nieswoistej skóry jest ścisłe zasiedlenie jej przez bakterie komensalne, które walcząc o terytorium nie dopuszczają do kolonizacji skóry przez pochodzące ze środowiska zewnętrznego drobnoustroje chorobotwórcze i pasożyty.

Obrona nieswoista błony śluzowej

Decydującym warunkiem skuteczności błony śluzowej jako elementu obrony nieswoistej organizmu jest zachowanie szczelności, w czym główną rolę odgrywa mikstura oczyszczająca, przyspieszająca, a często wręcz umożliwiająca likwidację wyłomów w jej strukturze, zwanych nadżerkami.

Charakterystycznym mechanizmem wspomagającym właściwości obronne błony śluzowej jest utrzymywanie chroniącej ją warstwy śluzu, a także przemywanie nabłonka przez wydzieliny ( łzy, ślinę, woskowinę ). Zadaniem tych wydzielin jest wychwycenie i unieszkodliwienie czynników środowiskowych – kurzu, pyłków roślin, odchodów roztoczy, zarodników grzybów, bakterii, wirusów.

Istotną rolę w obronie nieswoistej błony śluzowej odgrywają bakterie komensalne wykazujące powinowactwo adhezyjne do komórek nabłonkowych. Szczelne zasiedlenie błony śluzowej przez niegroźne dla nas bakterie chroni jej powierzchnię przed zasiedleniem przez pasożytujące albo wręcz chorobotwórcze drobnoustroje. Ewolucyjny związek z bakteriami komensalnymi najlepiej obrazuje śluzówka pochwy, którą zamieszkują bakterie przetwarzające cukier na kwas mlekowy – biokonserwant zabójczy dla niepożądanych drobnoustrojów napływowych. Jak ważna dla organizmu jest obecność owych bakterii świadczy fakt, że gruczoły śluzowe pochwy wydzielają glikogen, czyli cukier będący ich pożywką.

Błona śluzowa w większości jest ukryta przed naszym wzrokiem, toteż nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak różnorodną pełni ona rolę w zależności od narządu, który osłania.

Żeby zdać sobie sprawę, jak funkcjonuje obrona nieswoista błony śluzowej, prześledźmy drogi oddechowe, których zadaniem jest dostarczenie do płuc powietrza bogatego nie tylko w tlen, ale także w niepożądane dodatki – kurz, pyłki roślin, drobnoustroje oraz rozmaite opary.Drogi oddechowe umownie dzielimy na górne i dolne.

Górne drogi oddechowe

Do górnych dróg oddechowych zaliczamy dwa zasadnicze odcinki: jamę nosową oraz gardło, przy czym pierwszorzędną rolę w pierwszej linii obrony pełni błona śluzowa jamy nosowej.

Gruczoły śluzowe jamy nosowej nieprzerwanie wydzielają śluz, który jest przesuwany przez mikroskopijnej wielkości rzęski nabłonka migawkowego w stronę gardła, a następnie połykany wraz z wychwyconym z wdychanego powietrza kurzem, zawierającym potencjalnie chorobotwórcze drobnoustroje, zarodniki grzybów, związki chemiczne, drobiny metali i inne szkodliwe substancje. Połykanie śluzu jest odruchowe i towarzyszy odruchowemu połykaniu śliny. W normalnych warunkach błona śluzowa jamy nosowej jest wilgotna, ale bez zalegającego w niej śluzu, ponieważ w procesie wytwarzania, przesuwania i połykania śluzu nie ma żadnych przerw.

Na pojawienie się w śluzie zwiększonej ilości czynników szkodliwych (np. bakterii lub ich jadów) organizm reaguje wzmożonym wydzielaniem śluzu, którego rzęski nabłonka migawkowego nie są już w stanie przetransportować do gardła, w wyniku czego następuje nawarstwienie śluzu na ścianie jamy nosowej. Zalegający śluz drażni receptory czuciowe i zmusza nas do charakterystycznego pociągania nosem, w trakcie którego strumień powietrza porywa nadmiar śluzu i przenosi go w stronę gardła. Podobnym mechanizmem porywania i wydalania nadmiaru śluzu ( tylko w drugą stronę ) jest kichanie. Jeśli pociąganie nosem i kichanie nie przyniesie spodziewanych efektów, wówczas gruczoły surowicze błony śluzowej wydzielają wodnistą wydzielinę wywołując wodnisty katar, zadaniem którego jest wypłukanie zalegających w jamie nosowej czynników szkodliwych. Gdy to nastąpi, wówczas wodnisty katar ustępuje samoistnie, zaś funkcjonowanie błony śluzowej jamy nosowej powraca do stanu normalnego, jakim jest filtrowanie powietrza pobieranego ze środowiska zewnętrznego.

Dolne drogi oddechowe

Powietrze z górnych dróg oddechowych, a więc z gardła do płuc, doprowadzane jest przez dolne drogi oddechowe, czyli zestaw rur, kształtem przypominający odwrócone drzewo, podstawę którego stanowi krtań, a konarem jest dwunastocentymetrowej długości rura – tchawica rozdzielająca się na dwa konary – oskrzela główne, te zaś rozdzielają się na dalsze, coraz cieńsze gałązki – oskrzeliki, aż do najdrobniejszych gałązek, zakończonych liśćmi (jeśli pozostajemy przy analogii do drzewa) – pęcherzykami płucnymi.

Wyścielająca tchawice i oskrzela błona śluzowa wytwarza nieprzerwanie śluz, który – łącznie z uchwyconymi w nim cząstkami kurzu, pyłkami, bakteriami, substancjami smolistymi (w przypadku palaczy, zarówno czynnych, jak i biernych) – przemieszczany jest dzięki ruchom rzęsek nabłonka migawkowego od najdalszych, najdrobniejszych oskrzelików, poprzez cały zestaw rur, w kierunku gardła, a następnie połykany w odruchu połykania śliny.

W przypadku wykrycia we wdychanym powietrzu niebezpiecznych czynników błona śluzowa reaguje zwiększonym wydzielaniem śluzu. Gdy nabłonek migawkowy nie jest w stanie przetransportować zwiększonej ilości śluzu, to część śluzu zalega i podrażnia nerw błędny, zmuszając nas do gwałtowniejszego wydychania powietrza z płuc – odchrząkiwania, podczas którego strumień powietrza porywa nadmiar śluzu i przesuwa go w stronę gardła.

Jeśli ilość szkodliwych czynników wymusi wydzielenie większej ilości śluzu, wówczas jego duża ilość zmusi nas do serii gwałtownych wydmuchiwań powietrza, czyli kaszlu wymuszającego usunięcie z dolnych i górnych dróg oddechowych nagromadzonego śluzu. Po wykasłaniu nadmiaru śluzu kaszel kończy się samoistnie i błona śluzowa dolnych dróg oddechowych powraca do bezobjawowego pełnienia funkcji pierwszej linii obrony.

Odporność swoista jako druga linia obrony

Drugą linię obrony organizmu tworzą krwinki białe – leukocyty. Jest to mieszanina komórek o zróżnicowanych kształtach i funkcjach. Ich cechą wspólną jest to, że nie zawierają żadnego barwnika (są białe) i najważniejsze – wszystkie, w takiej czy innej formie, biorą udział w reakcjach obronnych.

O drugiej linii obrony mówimy, że jest swoista, ponieważ jej reakcja, zwana odpowiedzią immunologiczną, uzależniona jest od rozpoznania swoistych cech antygenu. Wyjątek stanowią limfocyty zwane komórkami NK (ang. Natural Killer – naturalni zabójcy). Dla nich nierozpoznanie receptorów zgodności tkankowej obiektu jest wystarczającym powodem, aby ów obiekt zniszczyć, „strzelając” weń grudkami cytoplazmy zawierającymi zabójcze dla komórek wolne rodniki. Naturalni zabójcy tak samo reagują wobec każdego antygenu, bez względu na to, czy jest to bakteria, pasożyt, czy nowotworowo zmieniona komórka własnego organizmu, wiec ich reakcja jest szybka, wręcz natychmiastowa. Ze względu na to, że reagują bez rozpoznania swoistych cech antygenu, komórki NK zaliczane są do obrony nieswoistej organizmu.

Rola pozostałych limfocytów jest taka sama, jak komórek NK, czyli unicestwienie antygenu, tylko że ich reakcja następuje dopiero po rozpoznaniu swoistych cech owego antygenu.

Rozpoznaniem swoistych cech antygenów zajmują się przeciwciała, których duże ilości bezustannie krążą we krwi i limfie wypatrując antygenów. Po rozpoznaniu antygenu przeciwciała poszukują limfocytów, które na swej powierzchni noszą unikatowy receptor mogący rozpoznać ów antygen.

Umiejętność rozpoznawania antygenów przez limfocyty jest wrodzona, czyli że wśród biliona (bo na tyle szacuje się ich ilość) limfocytów krążących w płynach ustrojowych znajdują się limfocyty ewolucyjnie przystosowane do rozpoznania wszystkich możliwych antygenów, mogących kiedykolwiek pojawić się w organizmie. Rzecz w tym, że limfocyty wyspecjalizowane w rozpoznawaniu konkretnych antygenów są nieliczne, ze względu na olbrzymią ilość antygenów, które pojawiły się na Ziemi przed nami, ewoluowały razem z nami, toteż organizmy naszych przodków stykały się z nimi wielokrotnie. To tłumaczy niewielką ilość limfocytów wyspecjalizowanych w swoistym rozpoznawaniu antygenów, relatywnie do ogólnej mnogości limfocytów w organizmie.

Po odnalezieniu właściwych limfocytów przeciwciała prezentują, czyli przekazują informacje o pojawieniu się w organizmie „pasujących” do nich antygenów. Prezentacja limfocytom antygenów uruchamia tak zwaną selekcję klonalną, w wyniku której limfocyty mogące rozpoznać dany antygen ulegają aktywacji. Wskutek aktywacji limfocytów następuje seria podziałów komórkowych, a więc znaczne zwiększenie ich ilości, a także wzmożone wydzielanie swoistych przeciwciał ułatwiających limfocytom zwalczenie antygenów dzięki tak zwanej opsonizacji, czyli przyłączeniu się przeciwciał do powierzchni antygenu.

Po wyeliminowaniu antygenów większość aktywowanych limfocytów ulega apoptozie (* Apoptoza to zaprogramowana śmierć komórki. Dzięki temu mechanizmowi usuwane są zużyte lub uszkodzone komórki. Apoptozę można wyjaśnić jako zaplanowane samobójstwo komórki, mające na celu dobro organizmu jako całości), ale pewna ich ilość pozostaje, toteż od tej pory ilość swoistych limfocytów jest większa, niż przed kontaktem systemu odpornościowego z antygenem. W rezultacie kolejna odpowiedź immunologiczna w kontakcie z antygenem o tych samych swoistych cechach jest krótsza, co oznacza, że antygen zostanie unicestwiony, zanim zdoła się rozmnożyć. Innymi słowy: odchorowanie choroby infekcyjnej wyzwala pamieć immunologiczną, czyli naturalną odporność przeciwko antygenowi, a wiec owej chorobie, którą on wywołuje.

Prozdrowotne właściwości chorób infekcyjnych

Znamienne, że od momentu zakażenia do wystąpienia reakcji swoistej systemu odpornościowego upływa kilka dni, czyli tyle samo czasu, ile potrzebują zarazki na inkubacje. Pytanie brzmi: po co organizm daje zarazkom ten czas? Czy nie prościej było by unicestwić zarazki od razu, gdy tylko pojawią się w organizmie, a wiec są nieliczne i łatwo je zniszczyć? Po co czekać, aż rozmnoża się, a wiec urosną w siłę? Przecież można byłoby zastąpić ów bilion limfocytów, wśród których tylko nieliczna cześć posiada unikatowy receptor pozwalający rozpoznać równie unikatowy antygen, komórkami NK, które zwalczają antygeny jak leci – bez ustalania ich „tożsamości”. Mało tego. Ci naturalni zabójcy potrafią także rozpoznać komórki nowotworowo zmienione, i je unicestwić.

To dopiero byłoby zdrowie – pomyślałeś sobie Czytelniku – bez chorób infekcyjnych i raka. Niewykluczone, że wcześniej pojawiły się gatunki, które zastosowały ten kuszący wariant, ale uległy samozagładzie wskutek degeneracji. Rzecz w tym, że komórki NK nie potrafią rozróżnić komórek słabszych, które niczym od silnych komórek się nie różnią, tylko tym, że są od nich słabsze. Problem w tym, że komórki słabe mają taką samą zdolność rozmnażania się w wyniku serii podziałów, jak komórki silne, toteż w żywotnym interesie organizmu jest eliminowanie komórek najsłabszych promujące rozwój komórek najwartościowszych.

W naturze eliminowanie osobników najsłabszych jest normalną procedurą chroniącą gatunek przed degradacją. Drapieżnikami komórek są wirusy, których ofiarą padają komórki najsłabsze. Eliminowanie komórek najsłabszych największe znaczenie ma w okresie wzrostu organizmu, od niego bowiem zależy jakość komórek tworzących tkanki, a w konsekwencji organizm dorosłego osobnika. Poprzez miliony lat ewolucji gatunek ludzki wypracował strategię rozwojową, w której główną rolę odgrywają choroby wieku dziecięcego, rzutujące na jakość materiału, z jakiego będzie zbudowany organizm dorosłego osobnika naszego gatunku, a także jaki materiał genetyczny przekaże potomkom.

Kolejność, a także zakres chorób wieku dziecięcego są dobrane tak, by – przed osiągnięciem dorosłości – we wszystkich tkankach młodego organizmu wyselekcjonowane zostały tylko komórki najwartościowsze. Nabywanie odporności swoistej na „zaliczone” już choroby zapobiega bezsensownemu chorowaniu na te same choroby infekcyjne. Natura nie patyczkuje się ze słabeuszami: dostajesz szansę, ale tylko jedną – przeżyjesz i się wzmocnisz, albo skończysz jako ofiara drapieżnika (obecnie drapieżnego przemysłu farmaceutyczno-medycznego). Wniosek stąd, że im skuteczniejsze są metody zapobiegania chorobom infekcyjnym, zwłaszcza wieku dziecięcego, tym bardziej zdegenerowany jest nasz gatunek.

Degenerację ludzkiego gatunku najlepiej obrazuje alarmujący wzrost liczby dzieci z wadami postawy. Jaka jest tego przyczyna? Medycyna oczywiście zachowuje się tak, jakby przyczyny nie było, a więc zabiera się za usuwanie objawów, czyli leczenie, z nijakim zresztą skutkiem. A przyczyną deformacji kośćca jest nierównomierny rozwój tkanki kostnej spowodowany rozmnożeniem w którymś jej miejscu słabych komórek – potomków komórki zdeformowanej, która powinna była paść łupem wirusa, ale ocalała „dzięki” nabyciu odporności bez odchorowania chorób wieku dziecięcego, w następstwie sztucznego uodpornienia za pomocą niszczycielskiej serii szczepień, rozpoczętej już w dniu narodzin dziecka.

Nabywanie odporności

Wrodzony brak odporności przeciwko chorobom infekcyjnym nie tylko nie świadczy o niedoskonałości natury, lecz – wprost przeciwnie – świadczy o tym, że natura niczego nie zaniedbała, nie pominęła; przewidziała wszystko oprócz… ludzkiej głupoty. Czy nie daje do myślenia fakt, że rodzimy się bez odporności przeciwko pewnym chorobom, a nabywamy ją po odchorowaniu tych chorób?

Naszym celem jest brak chorób, ale będący odzwierciedleniem ogólnej kondycji organizmu, a nie efektem medycznej hochsztaplerki, będącej odzwierciedleniem skuteczności kampanii kłamstw, obietnic i zastraszania żyjących w błogiej nieświadomości pacjentów – bezwolnych nabywców usług i durnot medycznych.

Autor: Józef Słonecki

www.bioslone.pl

Kapusta

Wśród najbardziej cenionych środków medycyny ludowej jest kapusta. Ze swych niezwykłych właściwości leczniczych kapusta znana jest od ponad 4.000 lat. W starożytnym Rzymie kapustę uważano za panaceum na wszelkie choroby. Cenzor Katon twierdził, że dzięki kapuście Rzymianie przeżyli sześć wieków bez lekarzy, a wczesne ludy Egiptu w dowód uznania wystawiły kapuście świątynię.

Pitagoras zalecał codzienne spożywanie surowej kapusty jako środka leczącego choroby nerwowe. Żeglarze jedli kapustę, by nie dopuścić do szkorbutu. Surową kapustę uważano za środek czyszczący krew i skórę, odtruwający wątrobę, leczący artretyzm, bóle głowy, kaca i trzeźwiący alkoholików. Kiedy zauważono że kapusta odświeża krew stosowano ją dla odzyskiwania sił w stanach wyczerpania i rekonwalescencji.

Mineralna bomba

Wiele badań naukowych potwierdza słuszność stosowania kapusty , bowiem kapusta wspaniale chroni przed infekcjami, przeziębieniami, kaszlem, grypą, stymuluje odporność organizmu i przyśpiesza produkcję przeciwciał. Lecznicze właściwości ma kapusta w każdej postaci: surowa, gotowana, duszona, kiszona, surówki, sok.

Kapusta biała, włoska i czerwona, zwłaszcza surowa lub lekko sparzona, jest niezwykle cennym pożywieniem, zawiera wiele witamin i minerałów, m.in. siarkę, krzemionkę, magnez, wapń, miedź, jod! . Dzięki zawartości chlorofilu, żelaza, miedzi i magnezu kapusta jest znakomitym środkiem przeciw anemii, a dzięki zawartości siarki antyseptycznie działa na drogi oddechowe.

Zdumiewające właściwości kapusty

Wbrew uprzedzeniom niektórych osób kapusta jest nadzwyczaj korzystna dla żołądka i jelit – szczególnie w postaci soku , a dodatek kminku z majerankiem ułatwia jej trawienie. Kapusta kiszona zawiera fermenty i enzymy ułatwiające trawienie tłuszczów i błonnika. Pamiętajcie kiszonej kapusty nie należy płukać, gdyż niszczymy cenne fermenty mlekowe, silnie dezynfekujące przewód pokarmowy. Dodanie do kapusty wędlin, mięs, tłuszczów zwierzęcych czyni ją dopiero ciężko strawną.

Kapusta doskonale leczy wrzody zewnętrzne i wewnętrzne. Zjadana na surowo wyściela błonę śluzową przewodu pokarmowego ochronnymi, kleistymi substancjami i przynosi ulgę w chorobie wrzodowej, nieżytach, zgadze, wrzodziejącym zapaleniu jelit. Regularne spożywanie kapusty zapobiega zaparciom, działa leczniczo na wątrobę, zmniejsza podatność zachorowań na raka, obniża poziom cukru w krwi, dlatego powinni ją spożywać także diabetycy.

Świeże liście i sok z kapusty

Szczególne właściwości mają świeże liście kapusty i wyciśnięty z nich sok. Działają kojąco, antyseptycznie i leczniczo, usuwając toksyny ze skóry. Okłady z wymytych liści (z wyciętymi grubymi nerwami) i rozgniecionych, by puściły sok leczą rany, oparzenia, odmrożenia, stłuczenia, wrzody, czyraki, pęcherze, ukąszenia owadów, opryszczkę, półpasiec, nerwobóle, ból głowy, migreny. Działają przeciwzapalnie przy puchnięciu stawów. Przykładane na klatkę piersiową leczą kaszel, katar, zapalenie oskrzeli. Przykładane na podbrzusze leczą zapalenie pęcherza, kolkę nerkową, dolegliwości żołądkowe, jelitowe, wątrobowe, wzmagają wydalanie płynów. Przykładane na stawy i kończyny leczą reumatyzm, postrzał, rwę kulszową, gruźlicę stawową i kostną, nerwobóle, żylaki, owrzodzenia. Przykładane na twarz leczą nerwobóle zębowe i nerwu twarzowego.

Świeży sok z kapusty leczy łupież, oparzenia, odmrożenia, ukąszenia, trądzik, opryszczkę, liszaje, gangreny, czyraki, martwice, guzy, nowotwory, hemoroidy, egzemy, rany zaniedbane, katar, grypę, głuchotę.

Często spożywane surówki z kapusty bogatej w sole mineralne i witaminy i świeży sok kapusty działają podobnie do antybiotyków, zapewniając wzmocnienie i regulację organizmu oraz odporność na działanie czynników chorobotwórczych.

Chorujesz ? Zobacz w czym może Ci pomóc kapusta

Afonia – bezgłos

  • Pić sok z surowej kapusty z miodem lub miodem i żółtkiem.
  • Jeść surówkę z kapusty i buraków ćwikłowych.
  • Płukać gardło sokiem kapusty z dodatkiem miodu.

Anemia

  • Wypijać codziennie 2 szklanki świeżego soku z surowej kapusty.

Angina

  • Kilka razy dziennie płukać gardło sokiem świeżej kapusty z dodatkiem miodu. Płukanie gardła sokiem kapusty działa czyszcząco , gojąco, zabliźniająco.
  • Pić świeży sok kapusty z miodem i żółtkiem.
  • Okładać liśćmi kapusty szyję na noc. Liście kapusty stosowane jako okład uśmierzają bóle i pomagają w detoksykacji poprzez wydalanie trucizn z organizmu.

Artretyzm

  • Pić świeży sok z surowej kapusty, jeść kapustę surową i duszoną. Na miejsca bólu przykładać 3 do 4 warstw liści kapusty na 4 godziny w ciągu dnia i całą noc.

Astenia

  • Pij 2 szklanki świeżego soku z surowej kapusty dziennie.

Astma chroniczna

  • Kapustę gotować co najmniej godzinę, do wywaru dodać miodu; wypijać codziennie 2 szklanki wywaru.
  • Wypijać codziennie 2 szklanki świeżego soku z surowej kapusty.
  • Okładać klatkę piersiową 3-4 warstwami liści kapusty na 4 godziny w ciągu dnia i całą noc.

Astma, zapalenie oskrzeli, katar sienny

  • Po trzy świeże liście z kapusty stosować jako okłady na szyję, klatkę piersiową, łopatki (według lokalizacji bólu) na całą noc i cztery godziny w ciągu dnia. Wypijać codziennie dwie szklanki świeżego soku z surowej kapusty.

Biegunka

  • Jeść kapustę długo gotowaną i pić wywar po gotowaniu kapusty. Okładać liśćmi kapusty brzuch przez całą dobę.

Uporczywy ból głowy

  • Z liści kapusty, najlepiej włoskiej, wyciąć gruby nerw środkowy, zgnieść liście aż do wystąpienia soku, okładać 3-4 warstwami liści kapusty czoło, kark, okolice wątroby, dolną część brzucha na 4 godziny w ciągu dnia i całą noc.

Ból mięśni

  • Przykładać na miejsca bólu po 3-4 warstwy liści kapusty na 4 godziny w ciągu dnia i całą noc. Pić świeży sok z surowej kapusty, jeść kapustę surową i duszoną.

Bóle żołądka i jelit

  • Jeść kapustę długo gotowaną i pić wywar po gotowaniu kapusty. Okładać brzuch liśćmi kapusty przez całą dobę. Pić świeży sok kapusty. Jeść kapustę surową i duszoną.

Choroby serca

  • Przykładanie miejscowe liści kapusty zmniejsza przekrwienie i normalizuje krwiobieg. Okład z 3-4 warstw świeżych liści kapusty pozostawić na kilka godzin.

Choroby skóry

  • Przemywać świeżym sokiem z surowej kapusty i przykładać liście kapusty jako kompresy.

Cukrzyca

  • Wypijać co najmniej po 2 szklanki dziennie świeżego soku z surowej kapusty (dla smaku można dodać świeżego soku z marchwi) i spożywać często cebulę.

Czyraki

  • Przykładać liście kapusty na 2-4 godzin i na całą noc, aż do eliminacji ropienia. Popijać świeży sok z surowej kapusty i jeść kapustę surową lub duszoną.

Dermatoza, choroby skóry

  • Przemywać świeżym sokiem z surowej kapusty, okładać liśćmi kapusty na 4 godziny w ciągu dnia. Na noc przykładać liście kapusty a rano zmywać świeżym sokiem z surowej kapusty. Codziennie pić świeży sok z surowej kapusty, jeść kapustę surową i duszoną.

Dolegliwości jelit

  • Pić świeży sok z surowej kapusty, co najmniej 2 szklanki dziennie. Dla smaku dodać świeżego soku marchwi. Codziennie rano zjadać porcję kapusty kiszonej.

Dolegliwości nerek

  • Przykładać liście kapusty na 4 godziny i na całą noc na nerki i pęcherz moczowy.

Dolegliwości nóg

  • Na noc przykładać 3 warstwy liści kapusty na powierzchnię większą niż objęta dolegliwością (lekko obandażowane). Okłady z liści zmniejszają przekrwienie, aktywizują krwioobieg, ożywiają tkanki, oczyszczają kapilary. Dotyczy to również ciężkich nóg, sinicy skóry.

Dolegliwości układu nerwowego

  • Pić sok z kapusty z sokiem z selera (w proporcji 1:1).

Egzema

  • Przez miesiąc okładać liśćmi kapusty na 4 godziny w ciągu dnia. Przy egzemie suchej liście skropić oliwą. Codziennie pić świeży sok z surowej kapusty, jeść kapustę surową i duszoną.

Głuchota

  • Wkrapiać do uszu mieszankę soków kapusty i cytryny.

Infekcja jelit

  • Popijać świeży sok z surowej kapusty. Zjadać rano 2 łyżki kapusty kiszonej.

Koklusz – błonica

  • Pić wywar z kapusty z dodatkiem miodu (2 łyżeczki na szklankę).

Kolka nerkowa, kolka żółciowa

  • Do zbolałego miejsca przykładać kompres z 3-4 warstw liści kapusty i okryć płótnem.

Krzywica

  • Pić świeży sok z surowej kapusty, co najmniej 2 szklanki dziennie.

Lumbago

  • Przykładać 3-4 warstwy liści kapusty na 4 godziny w ciągu dnia i całą noc. Pić świeży sok z surowej kapusty, jeść kapustę surową i duszoną.

Marskość wątroby

  • Rozbić liście kapusty i zrobić z nich okład na wątrobę; pozostawić na całą noc otulone ciepłym kocykiem.
  • Popijać świeży sok z surowej kapusty.

Nadciśnienie tętnicze

  • Przykładać 3-4 warstwy liści kapusty na okolice lędźwi, kark, łydki, na 2-3 godziny lub na całą noc.

Nieżyt jelit

  • Popijać świeży sok z surowej kapusty. Zjadać rano 2 łyżki kapusty kiszonej.

Nieżyt oskrzeli – także chroniczny

  • Kapustę gotować co najmniej godzinę, wywar zmieszać z miodem – wypijać codziennie 2 szklanki wywaru.
  • Wypijać codziennie 2 szklanki świeżego soku z surowej kapusty.
  • Przykładać na szyję, klatkę piersiową, łopatki (według lokalizacji bólu) po 3 warstwy liści kapusty na 4 godziny w ciągu dnia i całą noc.

Nieżyt żołądka

  • 2-3 razy dziennie między posiłkami wypijać po pół szklanki soku z surowej kapusty.

Odmrożenia

  • Przemywać powierzchnię odmrożenia w ciepłym wywarze z zielonej kapusty. Przykładać liście kapusty.

Oparzenia

  • Kompresy ze zmiażdżonych liści kapusty, tartej marchwi, także świeżej skrobi ziemniaczanej.

Rany nie gojące się

  • Oczyścić ranę z ropy i sczerniałej krwi. Obmyć gotowaną wodą z dodatkiem soli morskiej (łyżeczkę na szklankę). Zmieniać okład z kapusty co 2 godziny, później co 4 godziny. Okład wieczorny pozostawić na całą noc. W miarę potrzeby zmieniać okład częściej i oczyszczać ranę.

Ropnie

  • Przykładać liście kapusty na 2-4 godzin i na całą noc, aż do eliminacji ropienia. Popijać świeży sok z surowej kapusty i jeść kapustę surową lub duszoną.

Rwa kulszowa

  • Na zbolałe miejsca przyłożyć 3 warstwy liści kapusty, na 4 godziny i całą noc. Przykładanie liści na przebiegu bolesnego nerwu usuwa stopniowo ból. Liści nie ogrzewać.

Wąglik

  • Przykładać liście kapusty na 2-4 godzin i na całą noc, aż do eliminacji ropienia. Popijać świeży sok z surowej kapusty i jeść kapustę surową lub duszoną.

Zapalenie okrężnicy

  • Przyłożyć na brzuch 3-4 warstwy liści kapusty na noc. Popijać 1-3 szklanki dziennie między posiłkami świeżego soku z kapusty surowej. Po miesiącu zrobić kilkudniową przerwę.

Zapalenie pęcherza moczowego

  • Przyłożyć na noc 3-4 warstwy rozbitych liści kapusty na górną i dolną część brzucha oraz krocze, w razie potrzeby także w ciągu dnia. Kompresy z 3-4 warstw rozbitych świeżych liści kapusty, zmieniać co 4 godziny.

Żylaki – także bolesne

  • Na noc przykładać 3 warstwy liści kapusty na powierzchnię większą niż objęta dolegliwością (lekko obandażowane). Okłady z liści zmniejszają przekrwienie, aktywizują krwioobieg, ożywiają tkanki, oczyszczają kapilary. Dotyczy to również ciężkich nóg, sinicy skóry.

Pamiętajcie – jeżeli kupujecie kapustę , to od rolnika na rynku a nie w supermarkecie . Żeby kapusta nam pomogła to nie może być napakowana chemią.Jeżeli robimy okłady , to liść kapusty należy dobrze obtłuc aby puścił sok , wycinamy też z liścia gruby nerw środkowy .

Życzę dużo zdrowia

Żyły wodne

Głęboko pod ziemią znajdują się kanały, w których wartkim strumieniem płynie woda. Kanały te nazywa się ciekami bądź żyłami wodnymi. Mogą one mieć średnicę kilku centymetrów, chodź zdarzają się też cieki ponad metrowe. Skrzyżowania żył podwodnych cieków są szczególnie dla nas szkodliwe .Wytwarzają one mocne promieniowanie, które bardzo niekorzystnie wpływa na nasze zdrowie . Pomimo tego że żyły wodne znajdują się głęboko pod ziemią, promieniowanie to swobodnie przenika beton , cegłę i inne materiały budowlane .Przenika całe budynki a jego siła jest taka sama na parterze jak i na najwyższym piętrze budynku , powodując u ludzi, którzy znajdują się w jego zasięgu, wiele poważnych chorób .

Objawy

Objawem że mieszkamy w takim miejscu które jest w takiej strefie , jest nasze samopoczucie po porannym wstaniu z łóżka.Normalnie powinniśmy się budzić rześcy i wypoczęci z chęcią do życia .Lecz kiedy wstajemy odczuwając ociężałość,zmęczenie i osłabienie to zapewne znajdujemy się w strefie promieniowania żył wodnych .

Inne objawy które mogą u nas wystąpić :

  • trudności z zasypianiem
  • niespokojny sen , koszmary
  • podczas snu często zmieniamy ułożenie ciała
  • budzimy się z bólem głowy , bólem kręgosłupa
  • mamy zimne ręce i stopy
  • odczuwamy wewnętrzny niepokój i jesteśmy zdenerwowani

Radiestezja –
Istotą radiestezji jest wykrywanie przez radiestetę przy użyciu przyrządów takich jak różdżka, wahadło tzw. żył wodnych, minerałów i wielu innych obiektów.

Radiesteta jest osobą, która za pomocą specjalnej różdżki albo wahadła może sprawdzić, czy na danym obszarze występują żyły wodne. Warto się z nim skontaktować , by odwiedził nasz dom i skontrolował, czy nie występuje na jego terenie szkodliwe promieniowanie oraz naniósł na mapę ewentualne miejsca, gdzie znajdują się żyły wodne. Pozwoli nam to ustawić meble tak, by łóżko oraz fotele, w których spędzamy dużo czasu, nie znajdowały się w zasięgu szkodliwego promieniowania.

Zwierzęta

Jeżeli mamy w domu zwierzęta , to poobserwujmy je . Są one bardziej od nas wyczulone na promieniowanie i nigdy nie położą się w miejscu gdzie jest żyła wodna .Jest też wyjątek od tej reguły . Takim wyjątkiem są koty . Tam gdzie śpi kot nie powinien kłaść się człowiek .Koty bardzo lubią miejsca, w których występuje promieniowanie. Dlatego też kładą się przeważnie tam, gdzie są żyły wodne. Jeśli więc mamy kota i zaobserwujemy, że często śpi na naszym łóżku, to znak że powinniśmy je przestawić. No dobrze , poprzestawialiśmy meble , łóżko pojechało w inny kąt , jest już lepiej .

No tak ale nadal jesteśmy w tej strefie promieniowania – czy mogę jeszcze coś z tym zrobić ?
Oczywiście że mogę .

Naturalne odpromienniki

Istnieją naturalne odpromienniki które osłabią to promieniowanie .

  • drewniany parkiet (w domach z drewna i drewnianymi podłogami promieniowanie jest słabsze)
  • paprotka (jest to barometr zdrowia , jeżeli rozwija się dobrze okolica paprotki jest czystsza)
  • owcza wełna (bardzo dobrze pochłania promieniowanie)
  • kasztany (wkłada się je do worka i umieszcza pod łóżkiem)
  • naturalne skóry zwierząt (owiec,dzików,cieląt,saren)
  • kamień kryształ górski
  • bursztyn

Nasze mieszkanie – teraz powinno już być tylko lepiej.

Warto poświęcić trochę czasu na walkę z żyłami wodnymi, by w zamian cieszyć się długim ,szczęśliwym i zdrowym życiem.

Osteoporoza

Kości kojarzą się z czymś skostniałym, a więc martwym, tymczasem każda kostka naszego organizmu to tkanka jak wszystkie inne, a więc tak jak one pełniąca wiele funkcji na rzecz organizmu i jak one również regenerująca się. Szacuje się, że zanim dożyjemy osiemdziesięciu lat, nasze kości będą całkowicie wymienione pięciokrotnie.

Osteoporoza kojarzy się z odwapnieniem kości, co rzekomo ma uczynić je podatne na złamania. W rzeczywistości wapń jest pierwiastkiem twardym i kruchym, więc nadaje kościom sztywność, ale to nie on decyduje o ich wytrzymałości na złamania.

Jedne źródła kojarzą osteoporozę z bólem, inne zaprzeczają temu twierdząc, że osteoporoza nie przysparza bólu, który ostrzegałby przed rozwijającą się chorobą, więc ostrzec przed nią może jedynie specjalistyczne badanie gęstości tkanki kostnej. Jaka jest prawda? Otóż ból może i z reguły ostrzega przed osteoporozą, z tym że nie jest to ból kości, tylko okostnej.

Wpływ okostnej na osteoporozę

Kości pokryte są wielowarstwową błoną, zwaną okostną. Warstwa wewnętrzna, a więc ta stykająca się z powierzchnią kości, obfituje w zakończenia nerwowe i naczynia krwionośne pełniące kluczową rolę w procesach odżywiania i regeneracji kości, natomiast warstwa zewnętrzna okostnej to błona surowicza, której zadaniem jest zniwelowanie tarcia z sąsiadującymi z kośćmi tkankami, głównie mięśniami i tkanką podskórną.

Pomiędzy błoną wierzchnią a głębszymi warstwami okostnej nader często organizm zwykł odkładać toksyny. U większości osób po trzydziestce już daje się wyczuć w wielu miejscach ciastowate cienkie struktury, które z czasem (a więc z wiekiem) grubieją. Raz w jednym miejscu, raz w drugim wdaje się stan zapalny, a więc raz tu, raz gdzie indziej coś zaboli, potem przejdzie i znowu gdzie indziej wejdzie. Na ogół nie przywiązuje się do tego wagi, a to są wczesne sygnały ostrzegawcze postępującej osteoporozy.

Stan zapalny i związany z nim ból świadczą o tym, że w organizmie rozpoczął proces usuwania patologicznych złogów. Zwykle zajmuje się tym system odpornościowy, ale jeśli zachodzi taka potrzeba, organizm wykorzystuje także bakterie, podobnie jak robi to w przypadku martwiczej tkanki. A co my wtedy robimy? A no, staramy się na wszelkie sposoby ów stan zapalny zablokować. Zawsze tak było, tylko że niegdyś leki przeciwzapalne były raczej mało skuteczne, toteż osteoporoza była wówczas schorzeniem prawie że nieznanym, w przeciwieństwie do realiów dnia dzisiejszego, kiedy medycyna dysponuje lekami potrafiącymi skutecznie zablokować każdy stan zapalny, wskutek czego osteoporoza jest obecnie prawie że powszechna.

Sukcesywnie blokowany organizm daje w końcu za wygraną i pozostawia złóg toksyczny w spokoju. Wybiera wariant zwyrodnieniowy, polegający na dezaktywacji punktu zapalnego poprzez wypełnienie go wapniem.

Zwapniałe złogi w wierzchniej warstwie okostnej nie ulegają zmianom zapalnym, mimo to bolą, ponieważ są twarde i uciskają przebiegające w głębszej warstwie nerwy, a to znaczy, że uciskają także przebiegające tamtędy naczynia krwionośne, dostarczające substancji odżywczych do tkanki kostnej. W niedożywionym fragmencie tkanki kostnej zachodzą zmiany martwicze, które organizm wypełnia wapniem, wskutek czego tworzy się swoista wapienna plomba, która, mimo że solidnie zwapniona, jest szczególnie podatna na złamania. W niektórych wypadkach kości bywają zwapnione do tego stopnia, że nie jest możliwe ich zrośnięcie się po złamaniu, co zadaje kłam twierdzeniu, iż przyczyną łamliwości kości jest ich odwapnienie, bowiem kości z dostateczną ilością wapnia, a nawet przewapnione, mogą okazać się szczególnie podatne na złamania.

Osteopenia to nie osteoporoza

Sytuacją odwrotną do wyżej opisanej jest osteopenia – stan kości, w którym ich mineralna gęstość jest niższa od tzw. normalnej, co w praktyce oznacza, że niższa od norm wyznaczonych przez czynniki wyższe, czyli przez farmaceutyczno-medyczny kartel.

Osteopenia przez medycynę jest uznawana za początek osteoporozy, ale pacjentom mówi się, że jest to osteoporoza, bo wtedy raźniej kupują leki – jak mi się ma coś złamać… Proceder jest perfidny i skuteczny. Nie wydaje się pieniędzy na kosztowną akcję reklamową, zamiast tego funduje się o wiele tańsze darmowe badania, na które chętnych nie brakuje – jak za darmo, to dlaczego nie skorzystać… Rzadko który badany mieści się w odpowiednio w tym celu wyśrubowanych normach, toteż seryjnie diagnozuje się osteopenię, ale nikt nie bawi się w ceregiele wyjaśniania, co tak naprawdę wykryło owe badanie, lecz wmawia się im, że mają początki albo zaawansowaną osteoporozę, co jest ewidentnym kłamstwem. Po co to robią – te darmowe badania i te kłamstwa? Oczywiście, dla pieniędzy, bowiem im bardziej wystraszony pacjent, tym chętniej kupuje leki rzekomo leczące osteoporozę. Tym sposobem sponsor odzyskuje koszta poniesione na badania oraz uzyskuje spore zyski.

Leki zalecane w leczeniu osteoporozy (której wyleczyć się nie da), a w rzeczywistości osteopenii (która nie jest chorobą, więc leczenia nie wymaga), to tabletki zawierające wapń nieorganiczny, którego w normalnych warunkach organizm nie wchłania.

W naturze wapń występuje w dwóch postaciach: martwej i żywej. Martwy wapń to wapń nieorganiczny, czyli pierwiastek chemiczny, którego najwięcej jest w wapnie budowlanym, natomiast żywy wapń występuje tylko i wyłącznie w postaci soli mineralnych, produkowanych przez rośliny z pobieranego z gleby wapnia nieorganicznego. Naturalne sole mineralne wapnia są substancją bardzo nietrwałą, toteż poddane działaniu wysokiej temperatury szybko rozpadają się na proste związki chemiczne, w tym wapń nieorganiczny, natomiast poddane działaniu powietrza wietrzeją, wskutek czego zawarty w nich wapń wchodzi w reakcję z tlenem i powstaje nieorganiczny tlenek wapnia, czyli wapno.

Wapń nieorganiczny jest substancją odżywczą dla roślin, które na drodze fotosyntezy wytwarzają z niego sole wapnia (przez co staje się wapniem organicznym), natomiast dla organizmu ludzkiego wapń nieorganiczny jest substancją toksyczną, toteż wyposażeni jesteśmy w bariery uniemożliwiające wchłanianie tej postaci wapnia.

Żeby pokonać naturalne bariery uniemożliwiające wchłanianie wapnia nieorganicznego, w dostępnych bez recepty prostych preparatach stosuje się wysokie dawki witaminy D3. Obecność nienaturalnie wysokiego stężenia witaminy D3 ogłupia organizm, skutkiem czego skłonny on jest wchłonąć wapń nieorganiczny, którego wchłonąć nie powinien. Tu trzeba dodać, że wysokie stężenie witaminy D3 wymusza także wchłanianie wapnia nieorganicznego zawartego w pożywieniu jako efekt rozpadu wapnia organicznego wskutek działania wysokiej temperatury bądź zwietrzenia. Tak więc sama witamina D3 jest w stanie spowodować wchłanianie wapnia nieorganicznego, ale nie na wiele się to zdaje, na przeszkodzie stoi bowiem kalcytonina, zadaniem której jest zapobieganie zbyt dużemu stężeniu wapnia we krwi poprzez zwiększenie przepuszczalności nerek. Jednym słowem, wszystkie powyższe zabiegi zwiększają jedynie obecność wapnia w moczu. Ale i na to jest recepta – leki wydawane z przepisu lekarza zawierające chlorowodorek raloksyfenu, który blokuje przepuszczalność wapnia w nerkach.

Jak widzimy, za pomocą medycznych sztuczek można zmusić organizm, by wchłaniał toksyczny dlań wapń nieorganiczny i utrzymał jego wysokie stężenie we krwi. Tutaj nasuwa się nader oczywiste pytanie: co się z krążącym we krwi nieorganicznym wapniem dzieje? Wszak organizm ludzki nie jest rośliną, by potrafił zsyntetyzować zeń organiczne sole wapnia, zaś wapnia jako pierwiastka nie może przyswoić, tj. wykorzystać na potrzeby metabolizmu. Prawda jest taka, że wapń nieorganiczny jako toksyna tworzy złogi gdziekolwiek popadnie, głównie na ścianach tętnic, pogłębiając zmiany miażdżycowe, a także w wątrobie i nerkach jako trudne do usunięcia kamienie wapienne. Część wapnia nieorganicznego trafia rzecz jasna także do kości, jeśli istnieją w nich wolne przestrzenie, przygotowane do wypełnienia wapniem organicznym, co ma miejsce w przypadku osteopenii.

Żeby zminimalizować odkładanie się wapnia nieorganicznego poza kośćmi, stosuje się duże dawki witaminy K2, której obecność zwiększa przenikanie wapnia do tkanki kostnej. Tutaj warto zauważyć, że nie jest konieczne ani nawet potrzebne podawanie wapnia nieorganicznego w tabletkach, ponieważ i tak jest on powszechny w żywności poddanej obróbce termicznej, przemysłowo przetworzonej bądź zwietrzałej, którą w takiej czy innej postaci zjadamy na co dzień. W tych realiach w zupełności wystarczą duże dawki witamin D3 i K2, by uzyskać efekt wypełnienia tkanki kostnej wapniem nieorganicznym, który w normalnych warunkach, czyli bez tych medycznych sztuczek, wydalany jest ze stolcem.

Kolejne badania gęstości mineralnej kości wykazują rzekome ustępowanie osteopenii, z czego pacjenci są bardzo zadowoleni. Nie zdają sobie naiwni sprawy, że narobili sobie więcej złego niż dobrego, bowiem wolne przestrzenie tkanki kostnej, które w sposób naturalny można było wypełnić wapniem organicznym, zostały na amen zaplombowane wapniem nieorganicznym. Nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to li tylko leczenie wyników badania.

Jak leczyć osteopenię ?

Prawdę mówiąc, użycie słowa „leczenie” nie ma w tym wypadku uzasadnienia, a to dlatego, że osteopenia nie jest chorobą, a jedynie objawem niedoboru wapnia w tkance kostnej, co bezpośrednio nie wpływa na zwiększoną łamliwość kości, a jedynie pośrednio, ponieważ tworzy niewypełnione przestrzenie, w których organizm może zdeponować nadmiar toksyn, w tym nieorganiczny wapń. Wówczas w oglądanych pod mikroskopem wypreparowanych kościach zmarłych pokazują się charakterystyczne pory oraz plamki przypominające rzeszoto. Stąd dawna nazwa osteoporozy – zrzeszotnienie kości.

Tak więc osteopenia może sygnalizować skłonność do osteoporozy, w związku z czym należy ją leczyć (skoro nie ma innego słowa, lepiej oddającego charakter tego procesu). Owo leczenie powinno uwzględnić nie tylko dostarczenie wapnia organicznego, żeby organizm miał czym zapełnić puste przestrzenie w strukturze kostnej, ale także, a właściwie nade wszystko ograniczenie nadmiernego zużycia zmagazynowanego w kościach wapnia do dezaktywacji toksyn, co można uzyskać jedynie poprzez ograniczenie nadmiernego przenikania owych toksyn w następstwie nieszczelności jelit.

Jeśli chodzi o jakąś specjalną dietę w leczeniu osteopenii, to nie należy stosować żadnej, zwłaszcza tych zalecanych oficjalnie. Trzeba wiedzieć, że najwięcej wapnia organicznego znajduje się w świeżych surowych warzywach i w żywych, czyli zachowujących zdolność kiełkowania ziarnach, natomiast jeśli chodzi o owoce, to również zawierają wapń organiczny, ale głównie w skórkach, czyli że jest go relatywnie mniej. Atoli nie chodzi o to, żeby zjadać jak największe ilości wapnia organicznego, bowiem organizm i tak go nie wchłonie, ponieważ zbyt wysokie stężenie wapnia we krwi zakłóciłoby funkcjonowanie wielu układów, szczególnie układu hormonalnego.

Zasadnicze znaczenie w leczeniu osteopenii ma informacja o tym, gdzie wbrew oficjalnej propagandzie wapnia organicznego nie ma. Jak już wiemy, nie ma go w produktach poddanych obróbce termicznej, czyli gotowanych, smażonych, pieczonych, pasteryzowanych. W szczególności nie ma go ani w pieczywie, ani w pasteryzowanym mleku i jego przetworach, ani w serach, mimo że producenci reklamują owe wyroby jako bogate w wapń, nie zdradzają jednak, że jest to bezużyteczny dla organizmu wapń nieorganiczny. Niektóre wyroby „wzbogaca się” nawet w witaminę D3, by wymusić na organizmie wchłanianie wapnia w postaci, w której nie ma prawa być wchłonięty. Tym perfidnym oszustwem karmi się najczęściej dzieci, pozbawiając je szans na zbudowanie solidnego kośćca.

Na koniec trzeba wiedzieć, że nawet dostateczna podaż wapnia organicznego w pożywieniu nie gwarantuje bynajmniej dostarczenia go do tkanki kostnej, albowiem mogą to uniemożliwić problemy z wchłanianiem. W tej sytuacji do powyższych warunków wyleczenia osteopenii należy dodać stosowanie mikstury oczyszczającej.

W sytuacjach szczególnych, jak złamanie kości i/lub zaawansowany wiek, można wykorzystać wapń organiczny zawarty w skorupkach jaj.

Kompozytowa struktura kości

Strukturalnie tkanka kostna jest kompozytem zbudowanym ze składników organicznych (osseiny), które nadają jej sprężystość, oraz składników nieorganicznych (hydroksyapatytu), które nadają jej twardość.

Osseina wchodzi w skład substancji międzykomórkowej tkanki kostnej i stanowi 35-50% jej masy. Jest to substancja organiczna, wydzielana przez komórki kościotwórcze – osteoblasty. Głównym składnikiem osseiny są włókna kolagenowe.

Hydroksyapatyt, wespół z osseiną, wchodzi w skład substancji międzykomórkowej tkanki kotnej i stanowi 30-35% jej masy. Jest on substancją nieorganiczną, zbudowaną z hydrofosforanu wapnia. Wydawać by się mogło, że skoro wapń w kościach jest związkiem nieorganicznym, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dostarczać organizmowi wapń w takiej właśnie postaci.

Tutaj musimy sobie wyjaśnić, co to są związki organiczne. Otóż są to wszystkie związki chemiczne (poza kilkoma wyjątkami), w skład których wchodzi węgiel. Jakie on ma znaczenie w przypadku kości, w skład których wszak nie wchodzi? Otóż trzeba wiedzieć, że wapń w kościach to nie jest jakiś bezładny wypełniacz, lecz ma postać ciał krystalicznych, charakteryzujących się tym, że tworzące je cząsteczki są ułożone w ściśle uporządkowanym szyku, powtarzającym się we wszystkich trzech wymiarach przestrzennych. Nie są to zwykłe kryształy, bowiem ich długość jest niemalże tysiąc razy większa od szerokości. Gdyby ich szerokość powiększyć do jednego centymetra, to długość tych kryształów wyniosłaby dziesięć metrów. Tak to wygląda.

Jak widzimy, tkanka kostna to nie zwykły magazyn wapnia, lecz struktura zbudowana według ściśle określonego planu. Żeby ją zbudować, organizm musi tworzące ją elementy przyswoić, czyli poustawiać na odpowiednim miejscu i w odpowiedniej kolejności. W tym procesie cząsteczki węgla odgrywają fundamentalną rolę konstrukcyjną, po spełnieniu której zostają usunięte. Skąd to wiemy? A no stąd, że wapń nieorganiczny odkłada się w kościach w formie bezładnych złogów.

Bez sekcji zwłok nie jest możliwe rozróżnienie, czy wapń w naszych kościach ma postać kryształów, czy zwałów, a to ogromna różnica.

Przykładem wapnia złożonego w kościach niczym węgiel w komórce na opał może być zmuszenie organizmu do składowania go tam tylko dlatego, że jest to najwygodniejsze miejsce składowania wapnia, podobnie jak komórka na opał jest najwygodniejszym miejscem składowania węgla. Tak samo jak nie ma znaczenia, kto ów węgiel wrzucił do komórki – my sami, ktoś z domowników albo umyślnie wynajęty robotnik, tak samo nie ma znaczenia, czy wapń do kości wrzucił fluor, witamina D3 albo K2. Ważny jest efekt ostateczny – że ów wapń nie tylko nie wzmacnia kości, ale na dodatek je osłabia.

Gdy zorientowano się, iż fluor sprawia, że kości stają się gęstsze, próbowano użyć go w leczeniu osteoporozy. Były prowadzone kontrolne badania, które po czterech latach trzeba było przerwać, ponieważ wszystkie złamania kości udowych wystąpiły w grupie kontrolnej przyjmującej fuor. Ciekawe, po ilu latach okaże się, że wszystkie złamania kości udowej występują w grupie kontrolnej przyjmującej witaminę D, i czy w ogóle takie badania zostaną przeprowadzone, a jeśli tak, to czy będę opublikowane?

Kolagen w osteoporozie

Konstrukcję kości można przyrównać do żelbetu, który jest połączeniem elastycznego stalowego zbrojenia wypełnionego twardym, kruchym betonem. Komponenty te z osobna nie wykazują szczególnych właściwości mechanicznych (beton bez zbrojenia potrafi pęknąć pod własnym ciężarem, a zbrojenie bez betonu ledwo samo potrafi utrzymać się w kupie), natomiast w kompozycie tworzą konstrukcję najwyższych drapaczy chmur i najdłuższych mostów.

Zbrojenie tkanki kostnej tworzą włókna kolagenowe, które nadają im elastyczność i tym samym wytrzymałość mechaniczną. Betonowanie kości wapniem na nic się zda, jeśli nie będą one miały solidnego zbrojenia. Będą po prostu twarde i kruche, tak jak twardy i kruchy jest wapń.

Największą produkcję kolagenu notuje się w okresie rozwoju, toteż kości dzieci i młodzieży wykazują wytrzymałość mechaniczną, ale z wiekiem produkcja kolagenu spada, co można zniwelować poprzez dostarczenie kolagenu drogą pokarmową.

Dawniej, kiedy osteoporoza była zjawiskiem nieznanym, pierwszym daniem obiadowym była zupa, przy czym nikomu do głowy nawet nie przyszło, żeby była ona ugotowana inaczej aniżeli na kościach. W warunkach niedostatku żywności, zupa stanowiła nierzadko jedyne danie obiadowe, a niekiedy na śniadanie, obiad i kolację jadało się tylko zupę, jeśli było ją z czego ugotować.

Zupę gotowało się na wolnym ogniu i długo, żeby wydobyć z kości wszystkie wartościowe substancje, a więc wydobywano z nich kolagen, który wymaga długiego gotowania na wolnym ogniu.

Obecnie zupy gotuje się szybko – na kostce rosołowej albo na mięsie, byleby bez kości, które trzeba długo gotować – więc nie może dziwić, że osteoporoza osiągnęła już rozmiary plagi. Betonowanie kości wapniem jedynie pogarsza sytuację, ponieważ nade wszystko potrzebują one solidnego zbrojenia. Oczywiście, wielu zaraz powie, że nie mogą poświęcać codziennie kilku godzin na gotowanie zupy na kości. Sprawę tę doskonale rozwiązują zupy kolagenowe, do których wymagający długiego gotowania wywar kolagenowy wykonuje się raz w tygodniu.

Zupa kolagenowa

Zupy kolagenowe to zupy gotowane na kościach szpikowych, a także innych produktach zwierzęcych, zawierających duże ilości przyswajalnego kolagenu. Szkopuł w tym, że aby wydobyć z tych produktów wartościowy kolagen, należy gotować je bardzo długo, bo co najmniej trzy godziny. Na co dzień nikt nie poświęca tyle czasu i energii na ugotowanie zupy, toteż jadane przez nas zupy, nawet jeśli są ugotowane na kościach szpikowych, nie dostarczają organizmowi dostatecznej ilości kolagenu pokarmowego, z którego, po strawieniu i wchłonięciu, mógłby zbudować własny kolagen. Z tego względu coraz powszechniej występują ubytki kolagenu w tkance łącznej, objawiające się osłabieniem chrząstki stawowej, ścięgien, więzadeł, a także pojawienie się zmarszczek jako unaocznione świadectwo ubytku kolagenu w skórze.

Zapewne zastanawiasz się teraz, Czytelniku, czy długo gotowany kolagen nie ulega zniszczeniu. Owszem, jak każde białko poddane działaniu wysokiej temperatury, ulega on denaturacji, czyli rozpada się na krótsze łańcuchy polipeptydowe. Identyczny proces zachodzi w żołądku, gdzie białko pokarmowe poddane jest działaniu pepsyny. Tak więc gotowanie białek ułatwia ich trawienie. Wyjątek stanowią jajka, w których aminokwasy nie tworzą struktur białkowych, zaś poddane działaniu wysokiej temperatury ścinają się, co utrudnia ich trawienie. Smażenie, a zwłaszcza pieczenie, powoduje zwęglenie części aminokwasów.

Dobrym i wygodnym sposobem dostarczenia organizmowi zestawu aminokwasów potrzebnych do budowy kolagenu jest półprodukt zwany wywarem kolagenowym.

Wykonanie wywaru kolagenowego

Skład produktów do wykonania wywaru kolagenowego jest dość dowolny, zależny od możliwości ich nabycia. Podstawą są tutaj cielęce, wołowe bądź wieprzowe kości szpikowe, których powinno być około 2 kilogramy. Kości muszą być przerąbane, żeby można było wydobyć z nich szpik. Do tego dodajemy dwie nogi wieprzowe, ewentualnie jedną nogę wieprzową i około pół kilograma skórek wieprzowych. Produkty wkładamy do pięciolitrowego garnka i do pełna zalewamy wodą. Nie solimy, ale dodajemy 10 ziaren pieprzu, 5 ziaren ziela angielskiego i tyleż samo liści laurowych. Gotujemy pod przykryciem 3 godziny na bardzo małym ogniu.

Po ugotowaniu odcedzamy wywar, z kości obskrobujemy chrząstki i wszystkie miękkie tkanki, wybieramy szpik, drobno siekamy i wrzucamy do wywaru. Całość solimy, doprawiamy do smaku, zagotowujemy i odstawiamy do wystygnięcia.

Wystudzony wywar kolagenowy, ze względu na dużą zawartość żelatyny, ma konsystencję galarety. W chłodnym miejscu lub lodówce można przechowywać go przez tydzień. Wystarczy porcję tej galarety włożyć do garnka, wlać trzykrotnie tyle wody i ugotować zupę. Jaką, to już zależy od naszej inwencji.

Autor: Józef Słonecki
www.bioslone.pl

Stres

Stres to takie magiczne słowo-wytrych dla lekarzy. Gdy pacjent zapyta, jaka jest przyczyna jego choroby, i od lekarza dowie się, że jest nią stres, to jest w siódmym niebie, że trafił na tego właśnie lekarza, który od razu postawił tak trafną diagnozę. Wszak – myśli sobie pacjent – co rusz mam jakiś stres, więc nie ulega wątpliwości, że lekarz ma rację. Ale jakim sposobem stres wywołuje choroby? Tego lekarze już nie wiedzą, bo niby skąd? Na studiach medycznych nie uczą o przyczynach chorób, tylko o ich leczeniu. Nawet nie uczą o stresie, więc jeśli lekarz coś wie, to tylko to, co usłyszał w telewizji i mu się spodobało.

Żeby wziąć zdrowie we własne ręce, musimy wiedzieć, w jaki sposób stres, który jest stanem głównie emocjonalnym, przyczynia się do chorób cielesnych, z medyczna zwanych somatycznymi. Zanim się tego dowiemy, odpowiedzmy sobie na pytanie: co to w ogóle jest ten stres?

Autonomiczny układ nerwowy .

Będzie trochę trudniej, ale nie zanadto. Otóż w naszym organizmie dzieją się rzeczy, których nasza świadomość z reguły nie kontroluje. Serce bije, płyny ustrojowe krążą, przewód pokarmowy trawi także wówczas, gdy śpimy. Jedynie częstość oddechów możemy kontrolować świadomie, ale tylko w ograniczonym zakresie, ponieważ jeśli zapomnimy, żeby oddychać, to nadal oddychamy, bowiem procesami tymi zawiaduje autonomiczny układ nerwowy (AUN), zwany też wegetatywnym – od wegetacji, czyli czynności życiowych roślin, które świadomości nie mają, przynajmniej w naszym rozumieniu, mimo to doskonale radzą sobie w swoim środowisku.

Na autonomiczny układ nerwowy składają się dwa niezależne od siebie układy: współczulny i przywspółczulny. Obydwa te układy, nie dość że są od siebie niezależne, to jeszcze są w stosunku do siebie antagonistyczne, co znaczy, że jeden stara się zdeprecjonować drugi.

Układ współczulny .

Układ współczulny nazywany jest sympatycznym. Jest on układem nerwowym ściśle współpracującym z tzw. gruczołami wydzielania wewnętrznego, czyli wydzielającymi do krwi hormony. Ośrodki nerwowe układu współczulnego zlokalizowane są w bocznych rogach rdzenia kręgowego, w odcinkach piersiowym i lędźwiowym.

Zadaniem układu współczulnego jest podniesienie ogólnej aktywności organizmu w chwilach, gdy potrzebna jest mobilizacja fizyczna i psychiczna. W odpowiedzi na pobudzenie, układ współczulny wywołuje zwężenie naczyń krwionośnych zasilających organy wewnętrzne i jednocześnie rozszerzenie naczyń krwionośnych zasilających mięśnie i mózg. W następnej kolejności gruczoły dokrewne pobudzane są do wydzielenia adrenaliny i noradrenaliny. Wskutek synergicznego działania bodźców nerwowych i hormonalnych, w organizmie zachodzi szereg zmian fizjologicznych – napinają się mięśnie szkieletowe, ustaje trawienie, zwiększa się częstość uderzeń serca i oddechu, wzrasta ciśnienie krwi, zwiększa się amplituda fal mózgowych, wyostrzają się zmysły, rozszerzają się źrenice, ślina gęstnieje tak, że czasami trudno ją przełknąć, obniża się wrażliwość na ból. Celem tych zmian jest przygotowanie do natychmiastowej reakcji w razie niespodziewanego zagrożenia, na przykład do walki bądź ucieczki. Jeśli zagrożenie zostaje szybko oddalone, wszystko wraca do normy, nie pozostawiając po sobie śladu.

Jeśli stan zagrożenia przedłuża się, układ współczulny pobudza nadnerczą do wzmożonego wydzielania kortyzolu. Jest to naturalny steryd o działaniu przeciwzapalnym. Kortyzol często nazywany jest hormonem stresowym, na równi z adrenaliną, jednak porównanie to jest niesłuszne, o czym będzie później.

Układ przywspółczulny .

Nazywany jest parasympatycznym. Podobnie jak układ współczulny, jest on układem nerwowym ściśle współpracującym z gruczołami wydzielającymi hormony. Ośrodki nerwowe układu przywspółczulnego zlokalizowane są w międzymózgowiu oraz w odcinku krzyżowym rdzenia kręgowego.

Układ przywspółczulny uaktywnia się podczas snu, odpoczynku i psychicznego odprężenia. Efektem jego aktywności jest obniżenie siły skurczów serca, zwiotczenie mięśni szkieletowych, wydzielanie dużej ilości rzadkiej śliny, zwężenie źrenic, nasilenie skurczów przewodu pokarmowego, rozszerzenie tętnic zasilających narządy wewnętrzne, co umożliwia im lepsze funkcjonowanie.

O spalaniu pustych kalorii .

Tu powinniśmy zatrzymać się na chwilę, gdyż ta ostatnia kwestia wymaga pewnego, a właściwie ostatecznego wyjaśnienia. Przy okazji obalimy trzy mity, tyle popularne, co szkodliwe, a więc szkodliwe podwójnie. Wszyscy wiemy, że po najedzeniu się do syta jesteśmy rozleniwieni, zaś po przejedzeniu nasze samopoczucie przypomina stan chorobowy. Ale każdy przecież wie, że nie jest to żadna choroba. A więc co? Otóż tym sposobem organizm daje nam znać, że strawienie zjedzonego posiłku wymaga zużycia mnóstwa energii, więc najlepiej byłoby poleżeć, żeby nie trwonić jej na nic innego, zwłaszcza bezproduktywnego. A tymczasem jakie są oficjalne zalecenia, lansowane przez medyczną propagandę? Leżeć po posiłku??? W żadnym razie! Po posiłku trzeba koniecznie pobiegać, albo, w ostateczności, udać się na spacer, najlepiej długi. Po co? A no właśnie… żeby spalić puste kalorie. Ale po co jeść te puste kalorie? Czy nie lepiej byłoby ich nie jeść, żeby nie musieć potem spalać? Lepiej, ale cóż, kiedy oficjalna propaganda medyczna każe zajadać się nimi przez cały dzień – od śniadania do kolacji.

I to jest drugi szkodliwy mit – broń Boże nie jeść nic konkretnego, bo cholesterol, bo ciężkostrawne, i takie tam…, tylko lekkostrawne, a więc puste kalorie, które następnie trzeba spalać.

Trzeci mit dotyczy kolacji, którą radzi się jeść wcześnie, żeby iść spać będąc głodnym. Że niby w nocy żołądek powinien odpoczywać. Tymczasem wiedza fizjologiczna mówi zupełnie coś innego, mianowicie to, że w czasie snu przejmuje nas we władanie układ przywspółczulny, który kieruje sporą część krwi do narządów wewnętrznych, by polepszyć ich funkcjonowanie. Tak więc nie lękajmy się iść spać z pełnym żołądkiem, byle był wypełniony czymś konkretnym.

Układ współczulny kontra przywspółczulny .

Wzajemne relacje układów współczulnego i przywspółczulnego determinują nasze życie. Homeostaza, czyli równowaga oddziaływań obu układów, to stan najbardziej korzystny dla normalnego funkcjonowania w środowisku. W stanie tym zachowujemy optymalną sprawność fizyczną i psychiczną, umożliwiającą wykonywanie codziennych zadań – pracy, nauki, obowiązków domowych, a także spotkań towarzyskich, zabawy.

Dominacja układu przywspółczulnego występuje podczas snu, odpoczynku i psychicznego odprężenia. Nie znaczy to bynajmniej, że nasz organizm wówczas także odpoczywa. Nic podobnego, bowiem podczas snu i zrelaksowania nasilają się tak zwane procesy wegetatywne, takie jak: trawienie, wzrost (u dzieci), regeneracja tkanek, czyli wymiana uszkodzonych komórek na nowe. Jest też pewna z pozoru niekorzystna funkcja owego stanu, mianowicie tycie, bowiem to właśnie w stanie wegetatywnym organizm dokonuje porządków, w ramach których następuje uporządkowanie zapasów energetycznych zgromadzonych w wątrobie w postaci glikogenu, którego nadmiar jest przemieniany na trójglicerydy i przenoszony do podskórnej tkanki tłuszczowej. Mamy tutaj dwie możliwości, by temu zapobiec: albo nie spać i nie odpoczywać, tylko biegać, spacerować bądź w inny sposób spalać nadmiar pustych kalorii, albo nie jeść nadmiernych ilości pustych kalorii w postaci nachalnie zalecanych produktów lekkostrawnych.

Natomiast gdy górę bierze układ współczulny, przechodzimy w szczególny stan, zwany stresem, o którym mówi się tylko źle, że jest chorobotwórczy, że może nawet zabić, że w stresie podejmujemy złe decyzje, i że w ogóle stres jest be. To jest tylko część prawdy, może połowa, może mniej. Raczej mniej, bowiem stres najczęściej jest pozytywny, choć bywa także negatywny.

Stres pozytywny .

Stres to mobilizacja organizmu do działania, niekoniecznie walki bądź ucieczki, a więc aktywności fizycznej. Takie zawężenie funkcji stresu odnosi się wyłącznie do zwierząt, natomiast u ludzi stres to nade wszystko mobilizacja psychiczna w sytuacjach wymagających skoncentrowania myśli na stojącym przed nami zadaniu. Bez stresu na przykład nie można napisać książki. To znaczy można, ale będzie ona trudna do strawienia przez czytelnika – miałka, ciężka w czytaniu, trudna w odbiorze, a jeśli będzie ona z gatunku popularnonaukowych, jak ta, którą Czytelniku masz akurat przed oczami, będzie wręcz niezrozumiała, a nawet wkurzająca. To spostrzeżenie potwierdza regułę, że z napisaniem książki, artykułu, wpisu na forum internetowym, pracy naukowej czy jakiejkolwiek innej publikacji, tak czy siak wiąże się stres. Jeśli stresu brakło autorowi podczas pisania, to na stres naraża tego, do którego adresowane jest to jego pisanie. O tym powinni pamiętać wszyscy piszący.

Jest wiele sytuacji w życiu każdego z nas wymagających owej mobilizacji umysłowej, zwanej stresem. Egzamin, rozmowa kwalifikacyjna, wreszcie odpowiedzialne stanowisko wymagają szczególnej koncentracji. Niewykluczone, że moglibyśmy się bez niej obejść, tym niemniej zdecydowana większość z nas w podobnych sytuacjach odczuwa wzmożone bicie serca, napięcie mięśniowe, ucisk w dołku oraz pozostałe objawy stresu. Jednak nie możemy o nim powiedzieć, że jest negatywny. Wszak nic złego nam się nie dzieje. Przeciwnie – mobilizacja umysłowa pozwala wykrzesać z nas (nie z każdego) możliwości intelektualne, o które często nawet byśmy siebie nie podejrzewali.

Także w rywalizacji sportowej stres odgrywa ważną pozytywną rolę, i to nie tylko w dyscyplinach wymagających sprawności fizycznej. Bilard na przykład nie wymaga intensywnego wysiłku fizycznego, mimo to bez mobilizacji wszystkich zmysłów, jaką osiągamy w stresie, trudno jest pokonać rywala. Jeszcze lepszym przykładem są szachy, które nie wymagają nie tylko wysiłku fizycznego, ale nawet sprawności fizycznej, mimo to podczas kilkugodzinnej partii na poziomie arcymistrzowskim zawodnicy potrafią stracić na wadze nawet dwa kilogramy. To obrazuje, jak wiele energii spala nasz mózg, gdy pracuje na najwyższych obrotach. Czy bez wykrzesania z siebie tej sprowokowanej stresem niesłychanej mobilizacji mogłoby to być możliwe? Z pewnością nie.

Pozytywna rola hormonu stresowego – kortyzolu .

Z całą pewnością stres jest tym czynnikiem, który naszemu gatunkowi pozwolił przetrwać do dziś, przy czym nie chodzi tutaj wyłącznie o mobilizację organizmu do walki bądź ucieczki, wyzwoloną nagłym wyrzutem adrenaliny. Jest to co prawda bardzo ważna funkcja stresu, ale przydatna raczej doraźnie – w danej chwili. Przy długotrwałym stresie, gdy potrzebna jest mobilizacja organizmu przez dłuższy czas, równie ważną rolę odgrywa inny hormon stresu – kortyzol.

W medycynie syntetyczny kortyzol, zwany hydrokortyzonem albo, w skrócie, po prostu kortyzonem, jest stosowany jako bardzo skuteczny lek przeciwzapalny – steryd. Inna rzecz, że ów doskonały lek jest nadużywany przez lekarzy, często ze szkodą dla chorych, ale to już zupełnie inny biznes, kontrolowany przez farmaceutyczno-medyczny kartel, któremu absolutnie nie zależy na tym, byśmy byli zdrowi, tylko żeby nas leczyć, czyli sprzedawać nam leki na choroby, zarówno rzeczywiste, jak i wydumane.

Nasi przodkowie nie tylko uciekali przed drapieżnikami, najczęściej wydaje się przedstawicielami tego samego gatunku, bądź byli zmuszeni walczyć z nimi, do czego potrzebna jest pobudzona adrenaliną mobilizacja mięśni i zmysłów. Jako myśliwi-zbieracze, o wiele częściej wędrowali setki kilometrów, podążając za okresowo przemieszczającą się zwierzyną łowną. Co by się stało, gdyby któryś z nich nagle dostał gorączki i potrzebował kilku dni chorobowego? Czy pozostali członkowie plemienia pozostaliby przy nim, ryzykując śmierć głodową? Raczej, dla dobra większości, pozostawiliby go na niechybną śmierć i poszli dalej. Jednak takie rzeczy nie miały miejsca, ponieważ zbawczy w tym wypadku stres wyzwolił kortyzol, dzięki któremu organizm opanował zapalenie, odkładając je na czas bardziej dogodny, czyli po osiągnięciu celu podróży i rozbiciu obozowiska.

Jako spadkobiercy naszych przodków, odziedziczyliśmy tę spuściznę, toteż w sytuacjach krytycznych, gdy nie ma ku temu warunków, nie chorujemy, pod warunkiem wszakże, iż postępujemy zgodnie z planem natury i od dzieciństwa nie blokujemy byle infekcji antybiotykami czy innymi lekami.

Stany zapalne pełnią rolę swoistych zaworów bezpieczeństwa i są niczym bieżące remonty niezbędne po to, by ta doskonała maszyneria, jaką jest ludzki organizm, mogła funkcjonować tak, jak została zaprojektowana – doskonale. Szkopuł w tym, że choroby przebiegające z zapaleniem to choroby z reguły obłożne, a więc nie zawsze możemy je odchorować i nie w dowolnym czasie, są bowiem sytuacje, gdy na odchorowanie prozdrowotnych chorób infekcyjnych nie możemy sobie po prostu pozwolić.

Niejeden z nas tego doświadczył, że gdy mamy jakieś ważne zadanie do zrealizowania i coś nas w tym czasie „bierze”, to choroba nie rozwija się. Jakby organizm czekał na bardziej dogodne warunki do jej odchorowania. Dopiero gdy przychodzi weekend bądź urlop, rozkłada nas na dobre. To jest właśnie spuścizna po przodkach, czasami przydatna, jeśli nie wykorzystujemy jej niefrasobliwie.

Stres negatywny .

Nie ma szans na powodzenie walka z jakąkolwiek patologią, dopóki nie zostanie określona, a następnie usunięta jej przyczyna. W przypadku stresu przyczyny są dwojakiego rodzaju – zależne od nas i od nas niezależne, zaś w przypadku szkodliwego stresu mamy do czynienia z sytuacją iście kuriozalną, ponieważ przyczyna najpowszechniej występującego stresu tej grupy nie tylko zależna jest od nas, ale na dodatek sami ją sobie serwujemy.

Posłużmy się tutaj pierwszym z brzegu przykładem, który opowiedział mi dopiero co pewien, notabene mój długoletni pacjent, w związku z czym jego organizm znam jak własną kieszeń. Nigdy poważnie nie chorował. Stronił od lekarzy. Dolegliwości bólowe usuwałem mu od ręki masażem. Na ostatniej wizycie zmienił się nie do poznania – energetycznie wyeksploatowany, emocjonalnie rozedrgany, w mowie niezborny, nietypowe dla niego czarnowidztwo, jednym słowem – kłębek nerwów w strzępku człowieka.

– Co się stało – spytałem – pokłócił się pan z żoną?

– Znacznie gorzej – odparł – kłócę się nie tylko z żoną. Kłócę się z wszystkimi członkami rodziny.

No i zaczął opowiadać, jak to dał się namówić na darmowe badania. Darmowe, więc czemu nie skorzystać… Skorzystał, pobrali krew i kazali czekać 2 tygodnie.

Nie jest chyba dla nikogo tajemnicą, że tego typu badania nie mają na celu wykrycie zdrowia, tylko choroby. Niejednemu już wykryły, i to takie, zwłaszcza takie, o których nie miał nawet bladego pojęcia, więc bez tych badań niechybnie by umarł, a tak zrobili mu badania i wprawdzie umarł, albo dogorywa gdzieś w hospicjum, ale przynajmniej leczony…

Mój rozmówca oczywiście wiedział o tym od dawna, ale dopiero gdy przyszło oczekiwać na wyniki badań, dotarło do niego, że także u niego mogą wykryć coś takiego, po czym już się nie pozbiera. Tak się tą wizją przejął, że przestał myśleć i postępować racjonalnie. Z tego stresu dostał skurczu żołądka, więc przestał jeść. Schudł, więc znajomi zaczęli nagabywać, co mu jest. Czy nie jest aby chory. Najlepiej, jakby poszedł do lekarza, bo to może być coś poważnego, czego nie można lekceważyć. Nikt nie wymawiał tego słowa, ale i tak dla wszystkich było jasne, że mówią o raku. Do lekarza nie poszedł, ale spokoju nie zaznał, przez co popadł w bezsenność.

Wreszcie przyszły wyniki. Lista rzekomych schorzeń okazała się tyle długa, co niepokojąca – zwyrodnienia stawów, osteoporoza, miażdżyca naczyń wieńcowych serca, wysoki cholesterol, podwyższone ciśnienie tętnicze krwi, a także kilka innych wyników za wysokich albo za niskich względem medycznej normy. Zalecenie: konsultacja z lekarzem, celem podjęcia leczenia.

– O raku nic nie piszą, ale to nie znaczy, że go nie ma. Może jest, tylko ukrywają przede mną – pomyślał sobie, i ta myśl nie dawała mu spokoju.

W końcu przypomniał sobie o mnie, więc przyszedł wypytać, co ja na to. Nie chciałem powiedzieć mu, że już po nim, że już się po tej traumie nie pozbiera. No bo co bioenergoterapeuta dysponujący jedynie własnymi dłońmi może w zderzeniu ze zdobyczami współczesnej medycyny? Ultrasonografia, elektrokardiografia, tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny, antagoniści wapnia, pompa protonowa – toż same nazwy przyprawiają o trwogę.

Starałem się wyjaśnić mu, że to nic takiego, te wyniki badań. Mając 74 lata, nie można mieć wyników właściwych dla nastolatka. Że to tylko medyczny przekręt. Posłużyłem się przykładem drzewa, którego kora jest inna w wieku piętnastu lat, a inna w wieku lat siedemdziesięciu. Z organizmem człowieka nie może być inaczej. Wymóg, żeby każdy bez względu na wiek miał wyniki badań mieszczące się w medycznej normie jest po prostu niedorzeczny.

– No tak… no tak… – co rusz przytakiwał moim argumentom, ale czuć było, że nie bierze ich do siebie. Nie powiedział tego głośno, ale obaj i tak wiedzieliśmy, w czym rzecz. Chodzi o presję środowiska, o ów owczy pęd do badań i leczenia. Wcześniej, gdy jeszcze był w pełni sił, mógł dać temu odpór, ale teraz sił już nie ma, toteż jak nic najbliżsi zawleką go do lekarza, w najlepszej oczywiście wierze, i jak nic będą dbać o to, żeby skrupulatnie zażywał wszystkie przepisane leki – te rano, te w południe, te na wieczór. A że mu te leki zaszkodzą… Spokojnie – na to też są leki… Dzięki tym lekom jeszcze trochę pożyje, tylko co to za życie?

Podobnie jak wynikami badań, można przejmować się w zasadzie wszystkim – że zlikwidują firmę, w której pracuję, że zachoruję na raka, że mąż może mieć wypadek, bo pojechał samochodem, a tyle się słyszy o wypadkach samochodowych, że dziecko nie zda matury, że dzieci w Etiopii umierają z głodu, i tak dalej, i dalej, bez końca. Jest to stres wyniszczający organizm bez jakiejkolwiek potrzeby.

Negatywna rola hormonu stresowego – kortyzolu .

W dzisiejszej codzienności kortyzol wygenerowany długotrwałym stresem nie odgrywa już takiej roli jak niegdyś, gdy ludzki gatunek musiał fizycznie walczyć o przetrwanie, tym niemniej czasami się przydaje, gdy nie mamy możliwości odchorowania prozdrowotnej choroby infekcyjnej. Niejeden z nas doświadczył tego, że przez jakiś czas coś go, jak to się mówi, bierze, ale stres nie pozwala na rozwinięcie się choroby do czasu, aż pojawią się dogodne warunki – weekend, urlop bądź zakończenie jakiegoś ważnego zadania wymagającego długotrwałej mobilizacji organizmu, przez co na chorowanie nie mogliśmy sobie pozwolić. W takich wypadkach kortyzol odgrywa rolę nader pozytywną, umożliwia bowiem dostosowanie się do warunków – czy to zmagając się z siłami natury, czy zadaniami nałożonymi przez pracodawcę, czy wreszcie zadaniami nałożonymi samym sobie. Ta odziedziczona po przodkach umiejętność odłożenia w czasie choroby infekcyjnej wciąż działa.

Inaczej rzecz ma się u osób żyjących w permanentnym stresie, których organizm nigdy nie dostaje warunków odchorowania zaległych chorób infekcyjnych, a więc nigdy nie chorują.

– Przynajmniej z tym nie mam problemów – cieszą się – bo gdybym do tych moich stresów jeszcze chorował, jak inni, to byłaby już totalna klapa.

I jest totalna klapa, tylko że nie już, nie zdają sobie bowiem sprawy, że w totalnie zablokowanym organizmie tyka bomba, i że jest tylko kwestią czasu, kiedy eksploduje jakimś zawałem, wylewem ewentualnie totalną katastrofą zablokowanego organizmu – rakiem. Wtedy dziwimy się: taki był zdrowy, a tu… już po nim.

Destrukcyjna synergia adrenaliny i kortyzolu .

Stres negatywny, czyli taki, który przeżywamy bez jakiejkolwiek potrzeby, w skrajnych przypadkach potrafi zabić. Najczęściej owo zabijanie jest rozłożone niejako na raty, czyli że najpierw swoje trzeba odcierpieć. Nie chodzi tylko o zablokowanie stanów zapalnych wysokim poziomem kortyzolu, bowiem równie destrukcyjny jest utrzymujący się długi czas wysoki poziom adrenaliny, szczególnie jej wpływ na funkcjonowanie przewodu pokarmowego, mianowicie zablokowanie trawienia.

Chyba każdy z nas doświadczył owego charakterystycznego ucisku w dołku, pojawiającego się w sytuacjach stresujących. Jest to objaw zwężenia naczyń krwionośnych zasilających organy trawienne, wskutek czego więcej krwi trafia do mięśni szkieletowych oraz do mózgu. Jeśli stan ów jest w miarę krótkotrwały, to wszystko szybko wraca do normy, nie pozostawiając po sobie jakiegokolwiek śladu, ale jeśli ów stan ma charakter permanentny, to niedokrwienie mięśniówki żołądka i jelita doprowadza do zapaści i w konsekwencji skurczów ścian tych organów.

Śluzówka przewodu pokarmowego posiada liczne gruczoły wydzielające enzymy trawienne. Jeśli ściany żołądka i/lub jelita są przyciśnięte do siebie, to wcześniej czy później zaczynają trawić się wzajemnie, skutkiem czego tworzą się w nich najpierw przekrwienia nabłonka, potem ubytki – nadżerki, które, jak wiadomo, są praprzyczyną wszystkich chorób, nisze wrzodowe, a w końcu głębokie wżery, zwane wrzodami.

Typowym objawem zablokowania trawienia jest jadłowstręt, ale nie zawsze, bowiem jeśli pojawiają się bóle spowodowane wzajemnym trawieniem przylegających do siebie ścian przewodu pokarmowego, ulgę przynosi zjedzenie czegokolwiek, dzięki czemu następuje wypełnienie i w konsekwencji oddzielenie przylegających do siebie ścian przewodu pokarmowego. Wówczas mamy do czynienia z tak zwanym jedzeniem kompulsywnym, czyli jedzeniem mimo nieodczuwania głodu.

Podniesiony poziom adrenaliny ma także wpływ na wypróżnianie. Najczęściej są to zaparcia, chociaż nierzadko bywa też odwrotnie, gdyż podwyższony poziom adrenaliny może generować całe serie awaryjnych fal perystaltycznych, wywołując tzw. biegunki nerwicowe, którym zazwyczaj towarzyszą takie objawy, jak: uczucie przelewania w brzuchu, nudności (nawet wymioty), a także typowe objawy nerwicy lękowej, z uczuciem ucisku pod mostkiem oraz przyśpieszoną akcją serca włącznie.

Długo utrzymujący się podwyższony poziom adrenaliny skutkuje powstaniem wyłomów w powłoce odgradzającej środowisko przewodu pokarmowego od środowiska organizmu. Często owe wyłomy nazywane bywają wrotami zakażenia, z tego mianowicie względu, że faktycznie umożliwiają one przenikanie drobnoustrojów z przewodu pokarmowego do organizmu. Jeśli współistnieje przy tym podwyższony poziom kortyzolu (hormonu steroidowego blokującego stany zapalne, a więc ograniczającego aktywność systemu odpornościowego), to migracja drobnoustrojów z przewodu pokarmowego do organizmu praktycznie nie napotyka na trudności. Co gorsza, upośledzenie systemu odpornościowego zezwala na swobodne krążenie drobnoustrojów w krwiobiegu.

Sepsa .

Obecność drobnoustrojów w krwiobiegu jest po prostu zakażeniem, czyli stanem, w którym system odpornościowy powinien zareagować uogólnionym stanem zapalnym, ale uniemożliwia mu to wysoki poziom kortyzolu. Ponieważ wrota zakażenia wciąż otwarte są na oścież, więc jeśli poziom kortyzolu we krwi wciąż jest wysoki to, siłą rzeczy, ilość drobnoustrojów w krwiobiegu może wzrosnąć do stanu zwanego sepsą. Znamienne, że na sepsę nierzadko zapadają ludzie zdrowi, przynajmniej z pozoru, ale poddani oddziaływaniu permanentnego stresu, na przykład sportowcy, a nawet uczniowie klas o profilu sportowym, czy rekruci wojskowi, którzy dopiero co zostali zweryfikowani przez komisję lekarską jako nadający się do pełnienia służby wojskowej, a więc w pełni zdrowi, przynajmniej obligatoryjnie.

W skrajnych przypadkach sepsa o podłożu stresowym może wywołać wstrząs septyczny, najczęściej jednak objawy sepsy o podłożu stresowym są niespecyficzne – długo utrzymująca się temperatura ciała poniżej 36 albo powyżej 38 stopni C, częstość uderzeń serca powyżej 90 na minutę, częstość oddechów spontanicznych powyżej 20 na minutę. Jeśli czynnik stresowy nie ustąpi w porę, to brak odpowiedzi immunologicznej na ową groźną sytuację, jaką jest obecność drobnoustrojów w krwiobiegu, może dopuścić do uszkodzenia i w konsekwencji niewydolności poszczególnych organów. Tym właśnie sposobem długotrwały negatywny stres zabija na raty.

Dar zapominania .

Ze stresem silnie powiązany jest dar zapominania. Oba zjawiska występują u wszystkich ssaków. U zwierząt stres wykorzystywany jest głównie jako mobilizacja do walki bądź ucieczki. Gdyby nie dar zapominania, to ofiara praktycznie nigdy nie mogłaby się uspokoić, wciąż przeżywałaby atak drapieżnika, tymczasem w przyrodzie nic takiego nie ma miejsca. Antylopa, która ledwo co uciekła przed zgrają lwów, gdy tylko znajdzie się w bezpiecznej odległości, jak gdyby nigdy nic zaczyna skubać sobie trawę.

Nasi przodkowie ów dar zapominania bez wątpienia także posiedli. Zapewne odziedziczyli go po swoich przodkach jako bardzo przydatne przysposobienie do życia w trudnych warunkach, pozwalające cieszyć się chwilami spokoju, mimo że dopiero co uszli z życiem przed atakiem drapieżnika bądź wroga, czyli innego człowieka. Dzięki temu darowi, gdy tylko stres mijał, mijały związane z nim emocje. Po prostu szybko zapominali o tym, co było złego, bo wygodniej było cieszyć się życiem. Natomiast ten, który nie potrafił zapomnieć przerażającego spotkania z drapieżnikiem bądź wrogiem, mimo że zdołał przed nim uciec bądź się obronić, sczezł jako ofiara negatywnego stresu i nie przekazał tego defektu potomkom.

Dar zapominania posiadamy także i my, przynajmniej większość z nas, mimo że często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Najczęściej wydaje się nam, że zapominanie jest ułomnością, którą rozmaitymi sposobami, nierzadko naukowymi, staramy się wyrugować ze swego umysłu. Ale czy naprawdę chcielibyśmy pamiętać wszystko bez wyjątku? Bynajmniej. Każdy z nas ma jakieś wspomnienia nieprzyjemne, niektórzy wręcz traumatyczne, które wolelibyśmy wyprzeć ze swojej pamięci.

Znamienne, że funkcjonuje w naszym języku zwrot – wyprzeć z pamięci, czyli wymazać absolutnie, jakby nigdy nic się nie stało. Zjawisko wyparcia to właśnie ewidentny i zarazem skrajny przejaw daru zapominania. Wymazanie z pamięci może dotyczyć okresu nawet długoletniego, na przykład pobyt w ciężkiej niewoli, ale najczęściej obejmuje okres stosunkowo krótki, związany z jakimś wypadkiem. Otóż osoby, które przeżyły taki wypadek mają jakby lukę w pamięci. Pamiętają wszystko, co działo się przed wypadkiem, ale sam wypadek, a nierzadko także pierwsze chwile po nim, zostają wymazane z pamięci. U niektórych ów fenomen ma charakter trwały, u większości jednak luka w pamięci zostaje po pewnym czasie wypełniona jakimś mglistym wspomnieniem, jakby się to przydarzyło komuś innemu, nie im. Tym niemniej, jak się okazuje, nawet u tych, u których wyparcie ma charakter trwały, owa luka w pamięci jest zarejestrowana w głębokich pokładach podświadomości, do których można dotrzeć w transie hipnotycznym.

Przysłowie mówi, że czas goi wszystkie rany. Wszystkie, a więc zarówno te fizyczne, jak i psychiczne, ale pod warunkiem, że ich wciąż nie będziemy rozdrapywać, bowiem wówczas nie zagoją się nigdy. Rozdrapywanie ran psychicznych to niedające zapomnieć rozpamiętywanie przykrych przeżyć, czyli jakby przeżywanie ich na nowo, a więc bezustanne wyzwalanie związanego z nimi stresu. Ów stres jest stricte negatywny, a więc wybitnie szkodliwy, bowiem ani nie ratuje przed atakiem drapieżnika, ani nie mobilizuje do realizacji zamierzeń, tylko szkodzi. I tutaj nie ma wątpliwości – nie sposób wyzdrowieć, dopóki nie przestanie się rozdrapywać owych ran w psychice i nie pozwoli się czasowi zabliźnić ich.

Dar zapominania rzeczy przykrych ma wiele plusów, ale są też minusy, na przykład szybko zapominamy o kimś, kto wybawił nas z opresji, gdyż chcemy jak najszybciej wymazać z pamięci wszystko, co się nam z ową opresją kojarzy, co inni mogą poczytywać nam jako niewdzięczność.

Jeśli chodzi o sprawy omawiane tutaj, to negatywny aspekt daru zapominania dotyczy chorób, które trapiły nas przed wdrożeniem profilaktyki prozdrowotnej. Na ogół jest to dobre, bo i po co pamiętać rzeczy przykre, pod warunkiem wszak, iż nie zapomnimy o tym, że w ogóle były, i jeśli one ustąpiły to znaczy, że pozostałe także ustąpią. Takie pozytywne nastawienie jest potrzebne, gdyż sprzyja procesowi zdrowienia, przyśpieszając go. Są jednak tacy, którzy całkowicie zapominają o dawnych chorobach, bo po prostu w ogóle o nich nie myślą (wyparli z pamięci), zamiast tego skupiają się na tych, które pozostały. W tej sytuacji choroby, które ustąpiły i odeszły w niepamięć, nie są dla nich dowodem, że profilaktyka prozdrowotna jest skutecznym sposobem pozbycia się pozostałych chorób. Nie myślą zatem o tym, że jest lepiej niż było, czyli że nie myślą optymistycznie, tylko skupiają się na tym, jak im teraz źle, bo są chorzy. Taka negatywna postawa znacząco utrudnia proces zdrowienia, a nierzadko wręcz go uniemożliwia.

Tak to już jest, że to co wynalazła natura dla naszego dobra, my sami na własne życzenie potrafimy obrócić przeciwko sobie, w ramach niejako zaprogramowanej autodestrukcji.

Jak radzić sobie ze stresem negatywnym .

Tutaj chciałbym przestrzec przed ratowaniem się w sytuacjach krytycznych alkoholem bądź coraz modniejszą ostatnio marihuaną. Problem nie leży w tym, że to nie działa, ale że działa, tylko krótko, toteż do jednego uzależnienia (od negatywnych myśli) dokładamy sobie kolejne.

Rada, jak poradzić sobie z tyle niepotrzebnym co wyniszczającym stresem negatywnym, jest banalna – nie przejmować się tym, na co nie mamy nijakiego wpływu. Szkopuł w tym, że wprowadzenie owej rady w życie jest nader trudne. Dlaczego? Bo najłatwiej jest przejmować się wszystkim na zapas. Tu nie trzeba się wysilać, niczego robić, nic nie dawać z siebie, tylko się przejmować.

Niektórzy tę postawę życiową postrzegają jako cnotę. Że niby osoba troskająca się o wszystkich (poza sobą) jest kimś szlachetnym, bo współczującym, zdolnym do empatii, i takie tam brednie. W rzeczywistości jest to przykład skrajnej beztroski, bowiem osoba troskająca się o wszystko i wszystkich, na ogół zapomniała zatroszczyć się o siebie, nade wszystko o to, by stres towarzyszący owemu zatroskaniu nie zniszczył jej zdrowia. Kiedy w końcu dopnie swego i zdrowie jednak straci, to co powie?

– No, ja całe życie troskałem się o was, to teraz wy zatroszczcie się o mnie, bo ja już nie potrafię nawet zaopiekować się sobą.

Czy tak się godzi? Czy można przez niefrasobliwość stać się ciężarem dla kogoś? Czy tak postępuje człowiek odpowiedzialny?

Kiedyś pewien młody człowiek żachnął się, jak mogę radzić mu, żeby nie przejmował się tym, że może stracić pracę. Jak ma się nie przejmować, skoro na utrzymaniu ma rodzinę? Odpowiedziałem, że lękając się o utratę pracy znakomicie zwiększa szansę na to, by ją stracić. Skoro z tego strachu nie może spać, a z tym właśnie do mnie przyszedł, to chodzi do pracy niewyspany, w związku z czym jego wydajność jest raczej nie najwyższa, co zapewne nie spodoba się pracodawcy, więc zwolni go przy najbliższej redukcji etatów. Co więcej, trwoniąc zdrowie na przejmowanie się utratą pracy, może stracić je do reszty, a wtedy straci także szansę na znalezienie nowej pracy i nie będzie miał nic – ani zdrowia, ani pracy.

Stara prawda mówi, że najtrudniej jest wygrać z sobą samym. Jest mnóstwo literatury opisującej przeróżne techniki pracy nad sobą. Na jednych działa jedno, na innych zupełnie coś innego. Ja nie wiem, która z tych technik jest najlepsza, toteż nie polecę żadnej konkretnej, choć bynajmniej nie odstręczam żadnej z nich.

Osobiście preferuję technikę pozytywnych myśli dyżurnych. Zapewne teraz padnie pytanie, jakie to mają być myśli. Nie ma tutaj uniwersalnej zasady. Jakiekolwiek, byle były pozytywne – jakieś miłe wspomnienia, marzenia (nawet nieziszczalne) bądź (jeszcze lepiej) realne plany na bliższą czy dalszą przyszłość. Z pewnością tę technikę jest najłatwiej opanować z wszystkich innych, gdyż nie wymaga żadnych ćwiczeń przygotowawczych.

Gdy pojawiają się symptomy stresu negatywnego, czyli zaczynamy przejmować się tym, na co żadnego wpływu mieć nie możemy, to najlepiej byłoby przestać myśleć o tym. Szkopuł w tym, że nie można wyłączyć myślenia ot tak sobie – na zawołanie. Konieczny jest tutaj długotrwały etap przygotowawczy. W technice pozytywnych myśli dyżurnych ten etap nie jest potrzebny, dzięki czemu od razu przystępujemy do sedna, tj. wymiany krążących samopas negatywnych myśli na kontrolowane pozytywne myśli dyżurne. Praktyka wykazuje, że tę technikę najłatwiej jest opanować, a nade wszystko najczęściej daje pozytywne efekty.

Najtrudniej jest na początku, gdy owładnięci jesteśmy nawykowym zamartwianiem się wszystkim, zwłaszcza tym, na co nijakiego wpływu nie mamy, a więc wydarzy się tak czy siak – czy będziemy się tym zamartwiać, czy nie. Czy tego chcemy, czy nie, myśli co rusz wymykają się spod kontroli, bo tak jest nastawiony nasz mózg – na czarnowidztwo. Na szczęście da się to zmienić, chociaż nie jest łatwo. Ale kto powiedział, że będzie łatwo? Łatwo to jest nic nie robić, tylko zamartwiać się na zapas. Trzeba włożyć sporo wysiłku w to, by utrzymać pod kontrolą wciąż wymykające się spod niej myśli.

Pocieszające jest to, że nasz mózg stosunkowo łatwo uczy się nowej roli, toteż w miarę trenowania jest coraz łatwiej i łatwiej, aż w końcu nasz mózg zacznie machinalnie przestawiać myśli z negatywnych na pozytywne, i tak już pozostanie.

Autor: Józef Słonecki
www.bioslone.pl

Kwasowość organizmu

Kwasowość organizmu przekłada się bezpośrednio na kwasowość krwi, limfy, płynu międzykomórkowego, moczu, potu, śliny i wszystkich innych płynów ustrojowych. W normalnych warunkach organizm utrzymuje kwasowość krwi w wąskich granicach fizjologicznych pH pomiędzy 7,35 a 7,45. Zbyt zasadowa krew (pH powyżej 7,45) jest stanem patologicznym zwanym zasadowicą, zaś krew zbyt kwaśna (pH poniżej 7,35) jest stanem patologicznym zwanym kwasicą. Kwasowość krwi pH powyżej 7,8 (zaawansowana zasadowica) i pH poniżej 6,8 (zaawansowana kwasica) mogą doprowadzić do śmierci. Jednak przypadki takie zdarzają się niezwykle rzadko, w sytuacjach ekstremalnych, bowiem organizm posiada wiele mechanizmów pozwalających utrzymać niezbędną dla życia równowagę kwasowo-zasadową.

Zasadowica :
Mechanizm utrzymania pH krwi poniżej 7,45 jest bardzo prosty, wystarczy bowiem, że płuca ograniczą wydalanie dwutlenku węgla. Gdy to nie wystarczy, nerki ograniczają filtrowanie kwasów krążących we krwi. W stanach ekstremalnych organizm spala nieco tłuszczów bądź białek, by tym sposobem odpowiednio zakwasić krew. Dlatego raczej nie spotyka się, by żywność uboga w pokarmy kwasotwórcze była przyczyną zasadowicy.

Przypadki zasadowicy zdarzają się stosunkowo rzadko, z takich przyczyn, jak:

hiperwentylacja – zwiększona wentylacja płuc, występująca na przykład w histerii, powszechnie wykorzystywana w rozmaitych technikach relaksacyjnych i medytacyjnych, w których przesunięcie pH krwi w kierunku zasadowym wywołuje uczucie psychicznego odprężenia
przebywanie na znacznych wysokościach
zatrucie salicylanami
znaczna utrata kwaśnego soku żołądkowego, spowodowana długotrwałymi wymiotami i/lub biegunkami
stosowanie leków obniżających kwasowość żołądka w chorobie wrzodowej tego organu
niektóre choroby hormonalne.


Kwasica :
Kwasica to stan zwiększonej kwasowości krwi spowodowany wzrostem stężenia kwasów (będących produktami przemiany materii) i/lub spadkiem stężenia zasad (dostarczanych z pożywieniem).

Kwasica może być wyrównana, gdy organizm nie dopuszcza do spadku pH krwi poniżej 6,8, oraz niewyrównana, gdy zawiodą mechanizmy regulacyjne i pH krwi spada poniżej 6,8.

Rozróżniamy dwa rodzaje kwasicy: oddechową i metaboliczną.

a. Kwasica oddechowa

Kwasica oddechowa jest stanem patologicznym spowodowanym upośledzeniem wydalania dwutlenku węgla w płucach. Może ją wywołać zahamowanie czynności ośrodka oddechowego, wskutek jego uszkodzenia bądź działania leków. Częstą przyczyną kwasicy oddechowej są choroby płuc (zapalenie, rozedma, gruźlica) i oskrzeli (zapalenie, astma). Kwasica oddechowa występuje także w znieczuleniu ogólnym.

Objawy kwasicy oddechowej to ogólne osłabienie, apatia, bóle głowy, senność, a w cięższych przypadkach omdlenie i śpiączka.

b. Kwasica metaboliczna

Kwasica metaboliczna to zwiększona ilość we krwi metabolitów (produktów przemiany materii) innych niż dwutlenek węgla. Ze względu na rodzaj metabolitów, rozróżniamy dwie odmiany kwasicy metabolicznej: mleczanową i ketonową.

Kwasica mleczanowa
Kwasica mleczanowa jest spowodowana nagromadzeniem się we krwi kwasu mlekowego. Najczęściej spotykaną przyczyną kwasicy mleczanowej są choroby genetyczne, takie jak:

wrodzony niedobór enzymu fruktozo-1,6-bisfosfatazy
wrodzony niedobór enzymu glukozo-6-fosfatazy
zespół MELAS.
Kwasica mleczanowa jest częstym powikłaniem cukrzycy każdego stopnia. Mogą ją też wywołać niektóre leki, a także ciężkie niedotlenienie. Sposób odżywiania nie ma wpływu na wystąpienie kwasicy mleczanowej.

Kwasica ketonowa
Kwasica ketonowa, zwana ketozą, jest następstwem niedoboru niezbędnej do zainicjowania spalania tłuszczu glukozy. Stan taki występuje podczas głodu albo stosowania diety niskowęglowodanowej, zalecanej w leczeniu otyłości, cukrzycy typu 2, a także epilepsji u dzieci.

Kwasica ketonowa często towarzyszy cukrzycy każdego typu, w której wprawdzie nie brakuje we krwi glukozy, lecz nie ma dostatecznej ilości insuliny, niezbędnej do wykorzystania tej glukozy przez komórki.

W przypadkach niedoboru glukozy bądź niemożności użycia jej do zainicjowania spalania tłuszczów wątroba produkuje ciała ketonowe (ketony)*, które komórki mogą użyć zamiast glukozy. Ciała ketonowe mają odczyn kwaśny, toteż wzrost ich stężenia we krwi zmienia jej pH w kierunku kwaśnym.

Objawem kwasicy ketonowej jest wzrost stężenia ciał ketonowych w płynach ustrojowych, rezultatem czego jest charakterystyczny zapach acetonu w wydalinach i wydzielinach – moczu, pocie, ślinie, wydychanym powietrzu.Ciała ketonowe (ketony) są pośrednimi metabolitami tłuszczów, powstającymi w procesie przemiany materii na materię – cząsteczki tłuszczów są rozkładane na aceton, kwas acetylooctowy i kwas beta-hydroksymasłowy.

Kwasica wyrównana
Ludzie będący na diecie niskowęglowodanowej , w której dominują białka i tłuszcze , a więc diecie zakwaszającej, skutki zakwaszenia odczuwają najszybciej po roku jej stosowania. Dzieje się tak dlatego, że organizm robi wszystko, żeby utrzymać wewnętrzną kwasowość w ramach fizjologicznych. Mówimy wtedy o kwasicy wyrównanej, a więc niejako utajonej, w której organizm utrzymuje niezbędną do życia równowagę kwasowo-zasadową uwalniając do krwi minerały zasadowe – wapń, sód, potas bądź magnez.

W normalnych warunkach kwasica wyrównana nie jest stanem patologicznym. Pojawia się stosunkowo często. Po większym wysiłku fizycznym, albo gdy się przegłodzimy, spada ilość glukozy we krwi, więc wątroba produkuje ciała ketonowe, by zapewnić organizmowi ciągłą dostawę energii. Także posiłki ubogie w produkty zasadowe wywołują wzrost zakwaszenia krwi. W takich wypadkach minerały zasadowe potrzebne do wyrównania kwasowości krwi organizm pobiera z zapasów tkankowych, i po sprawie.

Problem pojawia się wtedy, gdy organizm nie posiada zapasów tkankowych. Wówczas minerały potrzebne do utrzymania niezbędnej do życia równowagi kwasowo-zasadowej pobierane są także z tkanek, bo skąd by indziej, ale kosztem ich demineralizacji.

W świadomości przeciętnego zjadacza chleba demineralizacja to głównie odwapnienie kości, zwane osteoporozą, ewentualnie ubytki wapnia w zębach. Niektórzy wymieniają jeszcze łamliwość paznokci i czasami rozdwajanie się włosów jako objawy demineralizacji. W rzeczywistości demineralizacja dotyczy każdej tkanki, bez wyjątku. Wskutek demineralizacji tkanki powstają w niej komórki niepełnowartościowe. Z czasem tkanki ulegają degeneracji i stają się podatne na rozmaite choroby i urazy – kości na złamania, zęby na próchnicę, tętnice na wylewy, naczynia wieńcowe serca na zmiany miażdżycowe, błona śluzowa na nadżerki, skóra na przedwczesne zmarszczki, głowa na łysienie, wątroba na wirusowe zapalenie, i tak dalej, i dalej, i dalej. Na domiar złego niepełnowartościowe komórki są bardzo podatne na zmiany nowotworowe.

  • Tłuszcze nie są ani kwaśne, ani zasadowe – są kwasowo neutralne, pod warunkiem jednak, że zostaną spalone w całości, do czego, jak wiemy, niezbędna jest dostateczna ilość glukozy.

Produkty kwaso- i zasadotwórcze
Na jedną rzecz na początek warto zwrócić uwagę, mianowicie na to, że jeśli mówimy o kwasowości, to mamy na myśli zarówno kwasowość (pH poniżej 7), jak i zasadowość, zwaną też alkalicznością (pH powyżej 7), a także kwasowo-zasadową neutralność (pH 7). Wszystko to nazywamy kwasowością.

Druga kwestia, która często sprawia trudności, to nazewnictwo, według którego im większa liczba pH, tym niższa kwasowość (czyli wyższa zasadowość), i vice versa. Brak tu logiki, ale tak już jest.

Wybrane produkty żywnościowe zasadowe :

  • brokuły, czerwone buraki, szpinak, szczaw, ogórek, kalafior, natka pietruszki, pestki dyni
  • kapusta, sałata, fasola szparagowa, cytryna, wiśnia, czosnek, seler naciowy, winogrona, kiwi, jarmuż, papryka słodka
  • awokado, pomidory, oliwki, banany
  • arbuzy, papryka czerwona, pomarańcze, grejpfruty, mandarynki, mak


Wybrane produkty żywnościowe neutralne :

  • woda, mleko wiejskie, masło, jabłka, miód


Wybrane produkty żywnościowe kwasowe :

  • jogurt, jajka, ryba, brązowy ryż, fasola, groch, śliwki, ziemniaki w mundurkach
  • piwo, cukier, biały ryż, ziemniaki z wody, pieczywo razowe
  • czarna kawa, białe pieczywo, makarony, orzechy, wołowina, sos pomidorowy
  • wieprzowina, wino, sery, czekolada, czarna herbata, ocet spirytusowy
  • napoje typu cola

Jedną rzecz musimy sobie wyjaśnić :

Otóż kwasowość produktów spożywczych opisanych w powyżej , nie dotyczy ich kwasowości w środowisku zewnętrznym, czyli przed zjedzeniem, ani po zjedzeniu, ani nawet po wchłonięciu. Tabela obrazuje wpływ wybranych produktów żywnościowych na kwasowość krwi po przyswojeniu, a więc po wykorzystaniu ich na potrzeby metabolizmu. Inaczej mówiąc: o tym, czy dany produkt żywnościowy jest kwasotwórczy, czy zasadotwórczy, czy też jest kwasowo obojętny, decydują metabolity, czyli produkty przemiany tych produktów na materię (anabolizm) bądź energię (katabolizm).

Wyjątek stanowi chemicznie czysta woda, która przed wypiciem ma wartość pH 7 (jest kwasowo obojętna) i po wypiciu tę wartość utrzymuje, w związku z czym w żaden sposób nie wpływa na kwasowość krwi. Tę samą wartość pH ma wiejskie mleko, ale z innego względu niż woda. Otóż jest ono doskonale kwasowo zrównoważone, co znaczy, że ilość metabolitów o odczynie kwaśnym i zasadowym pozostałych po przyswojeniu mleka jest dokładnie taka sama. Ten sam efekt kwasowo-zasadowej równowagi posiłków możemy uzyskać przez odpowiedni dobór składników. Na przykład jeśli zjemy wołowinę (pH 4) i wagowo zrównoważymy ją czerwonymi burakami (pH 10), to nasz posiłek będzie miał wartość pH 7, czyli będzie kwasowo obojętny.

Czy cytryna jest kwaśna a cukier słodki ?

Oczywiście, że cytryna jest kwaśna, ale za to zawiera spore ilości minerałów zasadowych. Po wykorzystaniu soku cytrynowego na potrzeby metabolizmu, minerały zasadowe pozostają we krwi podwyższając jej pH, czyli że cytryna wpływa odkwaszająco na krew, a pośrednio także na cały organizm.

Na przeciwnym biegunie znajduje się cukier, który jest słodki, ale jego metabolity mają odczyn kwaśny, natomiast nie zawiera żadnych minerałów zasadowych, toteż na organizm wpływa zakwaszająco. To samo dotyczy wszystkich produktów oczyszczonych.

Jak komponować posiłki

Nie ma potrzeby, żeby w każdym posiłku zachowywać równowagę kwasowo-zasadową. O wiele ważniejsze od tego jest, żeby organizm dysponował rezerwami tkankowymi minerałów zasadowych. Tak więc nie zaszkodzi nam zjedzenie na śniadanie jajecznicy z kilku jaj, które są lekko kwasotwórcze, jeśli w ciągu dnia zjemy kilka zasadotwórczych owoców i wypijemy chociaż jeden koktajl błonnikowy. Wówczas nie tylko uzupełnimy minerały zasadowe użyte do odkwaszenia krwi po śniadaniu, ale jeszcze dostarczymy organizmowi nadwyżki, które będzie mógł zdeponować w tkankach na kolejne śniadanie. Inaczej mówiąc, wystarczy odżywiać się według zasad zdrowego odżywiania, by nie popaść w kłopoty zdrowotne spowodowane demineralizacją.

Autor: Józef Słonecki
www.bioslone.pl

Konserwowanie żywności

Obecnie mamy do czynienia z niewątpliwie pozytywnym zjawiskiem nadprodukcji żywności, co wiąże się z koniecznością wydłużenia okresu jej przydatności do spożycia, czyli zakonserwowania nadmiaru produktów żywnościowych. Taka jest rzeczywistość, a naszym zadaniem jest znaleźć swoje miejsce w tej rzeczywistości, bowiem od sposobu konserwacji zależy jakość tego, co jemy.


Działanie konserwantów na żywność

Dodawanie konserwantów do produktów spożywczych ma na celu uzyskanie dwóch korzyści jednocześnie: zapobieżenie szybkiemu psuciu się produktu poprzez zabicie drobnoustrojów powodujących procesy gnicia, pleśnienia czy fermentacji, przy jednoczesnym zachowaniu wszystkich naturalnych właściwości produktu. Jednym słowem: żywność konserwowana chemicznie ma wydłużony czas przydatności do spożycia, zachowując białka, witaminy i substancje mineralne w niezmienionym stanie i proporcjach. Toteż produkt konserwowany chemicznie jest stosunkowo najbardziej zbliżony do tego, który został poddany konserwacji.


Działanie konserwantów na organizm

Dużo mówi się o szkodliwości konserwantów, ale z jakiegoś powodu pomija się istotny fakt, że konserwanty, jak zresztą wszystkie inne trujące substancje, są szkodliwe nie wtedy, gdy zostaną zjedzone, lecz gdy wnikną do organizmu w ilościach przewyższających możliwości ich wydalenia, a więc jako toksyny egzogenne przyczyniają się do zaistnienia totalnego zatrucia organizmu, zwanego toksemią.

Takie postrzeganie funkcji jedzenia; że wszystko co zjemy przedostaje się do organizmu, bierze się z hołdowania modnemu ostatnio hasłu mówiącemu, że jesteśmy tym, co jemy, a skoro tak – wszystkie zjedzone substancje organizm wykorzystuje do budowy naszego ciała. Trudno o większą niedorzeczność! Przede wszystkim nabłonek jelitowy wykazuje właściwości wybiórcze, co w praktyce oznacza, że w normalnych warunkach organizm pobiera ze zjedzonego pożywienia tylko te substancje, które są mu potrzebne. Jeśli porównać ilość wydalonego stolca z ilością zjedzonego posiłku, to okaże się, że w gruncie rzeczy organizm z pożywienia pobiera tylko niewielką ilość substancji.

Skoro konserwanty nie są organizmowi do niczego potrzebne, to po co miałby je wchłaniać? Widzimy, jaka to jest niedorzeczność. Czy to znaczy, że jedzenie pożywienia zawierającego konserwanty nie pociąga za sobą konsekwencji zdrowotnych? Bynajmniej. Konserwanty to z reguły sztuczne substancje chemiczne, ze swej natury agresywne na tyle, by uszkodzić delikatne komórki nabłonka jelitowego tworząc w nim wyłomy, zwane nadżerkami. I tu jest pies pogrzebany, bowiem przez te wyłomy, w sposób niekontrolowany, wnikają do organizmu nie tylko konserwanty, ale także inne substancje, w normalnych warunkach stanowiące składniki stolca. Jest także druga strona medalu. Otóż podrażniony konserwantami nabłonek jelitowy przestaje wchłaniać potrzebne organizmowi substancje odżywcze. Mówiąc obrazowo: rola przewodu pokarmowego niejako odwraca się – substancje, które powinny trafić do organizmu, trafiają do stolca – substancje, które powinny trafić do stolca, trafiają do organizmu.

Zauważmy jednak, że wszystko w zasadzie rozbija się o wpływ konserwantów, jak i innych substancji drażniących, na funkcjonowanie nabłonka jelitowego. Jeśli nawet przestawimy się na żywność bez konserwantów – ekologiczną, super zdrową i w ogóle… to czy unikniemy wpływu wszystkich sztucznych substancji chemicznych obecnych w naszym zatrutym środowisku na nasz organizm? Jeśli nawet do tej super zdrowej diety dodamy suplementy, by poprzez sztuczne zwiększenie substancji odżywczych zniwelować problemy z ich wchłanianiem, to czy tym sposobem dostarczymy organizmowi wszystkich potrzebnych mu substancji, i czy unikniemy wnikania składników kału do organizmu? Jeśli ktoś chce żyć podobnymi mrzonkami, niech sobie żyje – wszak wydziwianie to ludzka specjalność. Istnieje jednak rozwiązanie nie tylko prostsze, ale także dające o wiele większe szanse powodzenia.

Każdy łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo. Skoro to właśnie nabłonek jest tym najsłabszym ogniwem decydującym w zasadzie o wszystkim, to wzmocnijmy go za pomocą Mikstury oczyszczającej, a wówczas nie tylko konserwanty, ale także pozostałe sztuczne substancje chemiczne obecne w naszej żywności nie wyrządzą nam szkody, gdyż trafią tam, gdzie trafić powinny, do środowiska zewnętrznego, wraz z wydalanym stolcem.


Bez konserwantów

Nie raz spotykamy się z produktami spożywczymi z rzucającym się w oczy napisem BEZ KONSERWANTÓW. O! – mówimy sobie – to coś dla nas. Tymczasem jest to podstępna pułapka, bowiem w tych produktach, przy okazji niszczenia drobnoustrojów wywołujących ich psucie się, zostały zniszczone lub wyeliminowane witaminy, minerały oraz inne ważne substancje. Podstęp polega na tym, że klient, kupując produkt noszący znamiona świeżości, w rzeczywistości kupuje puste kalorie, wprawdzie bez konserwantów, ale… pozbawione jakichkolwiek wartości odżywczych.

Przyjrzyjmy się tym szkodliwym w gruncie rzeczy sposobom wydłużania terminu przydatności do spożycia produktów żywnościowych, w których nie stosuje się konserwantów:

Pasteryzacja

Pasteryzacja jest procesem stosowanym w technologii żywności, mającym na celu przedłużenie trwałości produktów spożywczych poprzez zniszczenie drobnoustrojów i enzymów zawartych w tych produktach. Proces pasteryzacji polega na ogrzewaniu produktów żywnościowych w temperaturze 60 – 100 °C w czasie od kilku do kilkudziesięciu minut. Pasteryzacja dość skutecznie uśmierca większość drobnoustrojów wywołujących psucie się produktów spożywczych, a więc wydłuża ich okres przydatności do spożycia. Mankamentem tej metody konserwowania żywności jest to, że w wysokiej temperaturze zniszczone zostają także witaminy i minerały, szczególnie witaminy z grupy B oraz sole wapnia organicznego, które rozpadają się na nieprzyswajalny wapń nieorganiczny.

Tymczasem w procesie przemiany materii powstają toksyczne produkty tej przemiany. Do dezaktywacji produktów przemiany materii niezbędny jest wapń organiczny, zaś do ich wydalenia organizm zużywa witaminy i enzymy, które w normalnych warunkach znajdują się w zjedzonym pożywieniu. W produktach pasteryzowanych tych substancji nie ma, więc organizm witaminy musi pobierać z zapasów tkankowych, a enzymy stworzyć sam, też z zapasów. I tak to działa… dopóki organizm takie zapasy posiada.

Sterylizacja

Sterylizacja jest procesem podobnym do pasteryzacji, z tą różnicą, że odbywa się w temperaturze powyżej 100 °C w czasie liczonym w sekundach. Okres przydatności do spożycia żywności sterylizowanej jest znacznie dłuższy od okresu przydatności do spożycia żywności poddanej pasteryzacji, co jest niewątpliwą zaletą dla producenta. Ze zdrowotnego punktu widzenia – ze względu na różnice temperatur stosowanych w obu metodach – pasteryzacja jest jeszcze do przyjęcia, sterylizacja już nie.

Homogenizacja

Homogenizacja (gr. homogenes – jednorodny) jest procesem technologicznym mającym na celu wytworzenie jednolitej, trwałej mieszaniny z dwóch lub więcej składników, niemieszających się ze sobą w warunkach normalnych. Proces ten przeprowadza się w specjalnych urządzeniach zwanych homogenizatorami. Najczęściej stosuje się homogenizatory wirnikowe, w których wirniki wykonują kilka milionów obrotów na minutę, oraz homogenizatory ciśnieniowe, w których produkt jest przeciskany przez wąskie szczeliny, pod wysokim ciśnieniem, sięgającym 20 MPa.

Homogenizacji najczęściej poddaje się produkty mleczarskie, w których naturalne cząstki tłuszczu rozdrabniane są na niewystępujące w naturze mikrocząstki. Wmawia się ludziom, że proces ten poprawia przyswajalność tłuszczów mlecznych. W rzeczywistości mikrocząstki tłuszczu wnikają swobodnie do krwi omijając proces trawienia, w wyniku czego na ścianach tętnic odkłada się niestrawiony tłuszcz.

Rafinacja

Rafinowanie produktów spożywczych polega na oczyszczeniu ich ze wszystkich substancji łatwo psujących się, w wyniku czego powstaje produkt niewystępujący w naturze, np. sacharoza z buraków cukrowych, biała mąka z mąki razowej, nienasycone kwasy tłuszczowe z olejów roślinnych, biały ryż z ryżu brązowego.

Oczyszczona, pozbawiona błonnika, witamin i minerałów żywność jest dla organizmu nie tylko bezużyteczna, ale wręcz toksyczna, bowiem po strawieniu i wchłonięciu trafia do komórek, gdzie podlega procesowi przemiany materii. Sam proces oraz wydalenie powstających w nim produktów przemiany wymaga obecności witamin i użycia wapnia organicznego. Żywność stworzona przez naturę wszystkie te substancje zawiera w dostatecznych ilościach i proporcjach wystarczających nie tylko do kontrolowania prawidłowego przebiegu procesu przemiany materii, ale jeszcze posiada pewien nadmiar umożliwiający organizmowi zgromadzenie zapasów lub uzupełnienie niedoboru. Natomiast po spożyciu żywności rafinowanej – organizm musi te substancje zabrać z innych tkanek.

Napromieniowanie

Napromieniowanie zapobiega psuciu się żywności poprzez eliminację bakterii, pleśni, grzybów i pasożytów powodujących jej rozkład, dzięki czemu zmniejszają się straty i wydłuża okres przydatności do spożycia. Konserwowanie żywności przez napromieniowanie polega na poddaniu produktu spożywczego oddziaływaniu promieniowania przenikliwego, najczęściej promieniom rentgena albo gamma. Ten zabieg niszczy nie tylko drobnoustroje zawarte w poddanym mu produkcie, ale także witaminy A, B1, C i E oraz sole mineralne, szczególnie przyswajalne sole wapnia organicznego. Ponadto, pod wpływem promieniowania jonizującego, zachodzą zmiany w strukturze molekularnej żywności, w wyniku czego powstają wolne rodniki i kancerogeny, będące czynnikami rakotwórczymi. Najczęściej tą metodą konserwowane są surowe kurczaki i ryby, a także ziemniaki i cebula (zabezpieczenie przed kiełkowaniem), ryż, ziarno kakaowe, suszone daktyle, owoce mango, surowe truskawki.

Autor: Józef Słonecki

www.bioslone.pl

Magia wokół nas

Magiczne właściwości metali.

Magiczne i zdrowotne właściwości metali znane są już od czasów starożytnych. Starożytni alchemicy twierdzili, że metale mogą być posłuszne, a więc sprzyjające osobie oddającej się pod ich opiekę, ale potrafią też być kapryśne, a nawet złośliwe. Praktyka dowodzi, że mieli rację. Do produkcji amuletów, albo ich elementów, najczęściej używa się czterech metali: cyny, miedzi, srebra i złota.

  • Cyna ma magiczną moc przyciągania pieniędzy. Słynący z bogactw kupcy weneccy, wśród licznych złotych pierścieni, nosili także pierścień cynowy, oczywiście przyozdobiony drogocennymi kamieniami. Niemniej jednak cyna nie na wszystkich działa tak samo, ponieważ u niektórych może wywołać jedynie nigdy niezrealizowane marzenie o wielkich pieniądzach.
  • Miedź jest jak lekarstwo, ponieważ może leczyć i szkodzić. Jest ona niczym gąbka pochłaniająca negatywne energie, dzięki czemu ozdoby z miedzi niwelują gromadzące się w organizmie nadpola energetyczne, czyli energetyczne blokady zakłócające, a w skrajnych przypadkach wręcz uniemożliwiające przepływ bioenergii. Ze względu na tę właściwość miedź może wspomagać leczenie chorób, albo im zapobiegać. Zdolność pochłaniania negatywnych energii jest zarówno zaletą miedzi, jak i jej wadą, ponieważ po skumulowaniu dużej ilości energii miedź staje się jej reemiterem, w wyniku czego może wywołać kłopoty zdrowotne, takie jak bóle głowy, arytmia, zmiany nastrojów. Toteż miedzi nie należy nosić bez przerwy, a jedynie okazjonalnie.
  • Srebro od czasów starożytnych kojarzono z księżycową poświatą pośród przerażającej ciemności nocy. Srebrny krzyż stanowił najskuteczniejszą obronę przed złymi duchami, kule odlane ze srebra jako jedyne mogły zabić wilkołaka. Jednak srebro ma także ciemną stronę, ponieważ może wzbudzić nieodwzajemnioną, nieszczęśliwą miłość.
  • Złoto jest synonimem dobrobytu, ale także pożądania. Ten magiczny metal emituje wysokie wibracje energetyczne, dzięki czemu wzmacnia wszystkie ludzkie cechy – dobroć i chciwość, szlachetność i podłość, miłość i nienawiść.

Magiczne właściwości kamieni i minerałów.

Magiczne właściwości szlachetnych i półszlachetnych kamieni znane są już od pradawnych czasów, toteż często jako takie były amuletami. Obecnie główny nacisk kładziony jest na modę, a więc na estetyczne walory szlifowanych kamieni, zaś ich atrybuty magiczne, aczkolwiek ważne, zepchnięte zostały na plan drugi. Tym niemniej warto wiedzieć, że – czy tego chcemy, czy nie – noszone przez nas kamienie ozdobne wywierają pewien wpływ nie tylko na nas, ale także na nasze otoczenie. Starożytni magowie zauważyli, że każdy kamień ozdobny – szlachetny, półszlachetny, czy nawet zwykły minerał – wykazuje indywidualne właściwości magiczne.

  • Agat jest kamieniem spokoju, emitującym niskie wibracje energetyczne, toteż szczególnie polecany jest dzieciom i dorastającej młodzieży. Kamień ten działa uspokajająco, poprawia koncentrację, pomaga pokonać tremę, ułatwia zasypianie, wpływa na rozwój talentów, przynosi szczęście. Agat przyciąga pozytywne energie, ale nie ma właściwości odpychania negatywnych, a więc nie chroni przed nimi.
  • Akwamaryn jest kamieniem zdrowia psychicznego – pomaga pokonać lęki i chorobę lokomocyjną, przywraca wewnętrzną równowagę, wyzwala pozytywne myśli, przynosi ulgę po stracie kogoś bliskiego.
  • Ametyst zapewnia wierność obdarowanej nim osoby, wyzwala intuicję, sprzyja interesom, przynosi spokojny sen.
  • Azuryt rezonuje z wysokimi wibracjami, więc może nasilać wewnętrzny niepokój, mimo że sam go nie wywołuje, a także pogłębiać bezsenność. Szczególne korzyści obcowania z azurytem mogą osiągnąć ludzie posiadający dar jasnowidzenia, ponieważ sprowadza prorocze sny. Na innych azuryt może sprowadzać senne mary.
  • Beryl emituje bardzo niskie wibracje, dzięki czemu rezonuje z układem nerwowym wegetatywnym, co ma szczególne znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania organów wewnętrznych. Ten przyjazny dla człowieka kamień sprzyja realizacji planów, ułatwia naukę, wyzwala ukryte talenty.
  • Bursztyn nie generuje żadnych wibracji, chociaż jest na nie wrażliwy. Dlatego wszelkie wibracje w najbliższym otoczeniu wywołują wibracje bursztynu, ale nie są to wibracje rezonansowe (o tej samej częstotliwości), lecz tak zwana składowa harmoniczna, zwykle dwa albo trzy razy niższa od wibracji wejściowej. Tak więc bursztyn pełni rolę przetwornika wysokich wibracji pobudzających na niskie wibracje wyciszające. Z tego względu bursztyn jest kamieniem przyjaznym dla każdego, chociaż dla osób o łagodnym usposobieniu może okazać się zbyt wyciszający. Jako kamień magiczny bursztyn przywraca pogodę ducha, zapobiega kłótniom w rodzinie, przyciąga przyjaciół, chroni przed urokami, przeciwdziała chciwości, leczy chorobliwą zazdrość, wzmacnia zdolności artystyczne.
  • Chalcedon emituje niskie, delikatne wibracje, dzięki czemu łagodzi zazdrość, przynosi ukojenie w rozpaczy, pomaga przezwyciężyć przeciwności losu, sprzyja wewnętrznej harmonii.
  • Chryzolit chroni przed urokami oraz utratą zdrowia i dobytku, leczy bezsenność i chorobliwe pragnienie bogactwa, poprawia pamięć, sprzyja długowieczności.
  • Cytryn przyciąga przeciwności, odgania smutki, pomaga uwierzyć we własne możliwości, sprzyja realizacji ryzykownych planów, wyzwala kreatywność.
  • Diament emituje najwyższe z kamieni wibracje energetyczne, o najwyższym natężeniu, toteż ma silne właściwości wyostrzania zmysłów, nade wszystko rozjaśniania umysłu. Diament nie dopasowuje się do właściciela, ani właściciela nie dopasowuje do siebie, toteż zalecany jest ludziom o silnej osobowości, potrafiącym spożytkować nadzwyczajne właściwości magiczne tego kamienia. Dobrze do siebie dobranym ludziom diament pomaga podejmować właściwe decyzje, pomaga realizować najśmielsze projekty, wzmacnia siłę woli, wyzwala inspiracje, wyostrza spostrzegawczość, zapewnia sukcesy w interesach, przyciąga partnerów, pozwala osiągnąć długowieczność, sprzyja pozytywnemu nastawieniu otoczenia, ale wzbudza zazdrość najbliższych sąsiadów, więc należy się mieć na baczności.
  • Fulguryt jest kamieniem powstałym w wyniku zeszklenia piasku w miejscu uderzenia pioruna. Przez starożytnych Słowian fulguryt uważany był jako dar Peruna – boga grzmotów i piorunów. Fulgurytu raczej nie można spotkać w sprzedaży, ponieważ kupiony nie ma żadnych właściwości magicznych. Trzeba go znaleźć samemu i nosić przy sobie jako amulet, albo oddać do oszlifowania i oprawy. Ciemne odmiany dobrze komponują się ze złotem, jasne ze srebrem. Wtedy fulguryt nabiera nieziemskiej mocy – zsyła dar uzdrawiania i jasnowidzenia, strzeże przed nieszczęściem, pozwala wyjść cało z każdej katastrofy, sprzyja realizacji planów, zwłaszcza ryzykownych.
  • Granat jest kamieniem spójności i scalania – spaja związki, chroni przed fałszywym oskarżeniem, usuwa poczucie winy, poprawia koncentrację, ułatwia zerwanie z uzależnieniami, rozwija talenty, pomaga przezwyciężyć wstydliwość i tremę.
  • Hematyt cementuje przyjaźń, wyzwala pracowitość, zapobiega lenistwu, łagodzi poczucie winy.
  • Jaspis jest kamieniem intuicji – wyzwala kreatywność, rozwija talenty, poprawia koncentrację, dodaje pewności siebie, ułatwia naukę języków obcych.
  • Kalcyt rozwija zdolności poznawcze i paranormalne, poprawia pamięć, odgania koszmary senne, ułatwia leczenie klaustrofobii, arachnofobii i natręctwo myśli.
  • Kamień księżycowy przyciąga szczęście, wyzwala osobisty czar, przeciwdziała chandrze, wzmacnia zdolności telepatyczne, przełamuje lęk przed ciemnością, uwalnia od nieodwzajemnionej miłości, chroni przed wampirami energetycznymi.
  • Kryształ górski jest uniwersalnym kamieniem radiestezyjnym i magicznym – emituje niskie, bezpieczne wibracje, wyzwala i wzmacnia zdolności paranormalne, rozprasza negatywne energie, ułatwia zasypianie, zapobiega urokom, sprzyja medytacji, przyciąga szczęście.Średniowieczni magowie wpatrywali się w kryształową kulę tak długo, aż ich umysł wpadł w rezonans z kryształem górskim i pojawiały się wizje przyszłości, czyli wróżby.
  • Lapis lazuli ma zbawienny wpływ na rodzinę – wyzwala miłość rodzicielską i synowską, roztacza magiczną pieczę nad wychowaniem dzieci, leczy bezsenność i chorobliwą zazdrość.
  • Malachit jest kamieniem dobroci, pomocy i nadziei. Działa kojąco na duszę, wzbudza zainteresowanie u płci przeciwnej, pomaga wyzbyć się chorobliwej wstydliwości.
  • Obsydian emituje niskie, przyjazne wibracje – odgania troski, przyciąga przyjaciół, spaja więzi rodzinne, tłumi wewnętrzny gniew, wzbudza empatię, wrogom odbiera chęć zemsty.
  • Opal zwany jest kamieniem zdrowia i mądrości. Jego charakterystyczną cechą jest opalizacja, czyli gra barw, zmieniających się w zależności od kąta obserwacji. Sprawcą opalizacji opali są niezliczone maleńkie kryształki, które rozszczepiają światło białe na składowe, a jednocześnie emitują wszystkie z możliwych wibracji, dzięki czemu kamień ów bardzo łatwo dostraja się do wibracji wszystkich organów wewnętrznych posiadacza. Dzięki tym właściwościom opal wspomaga samoistne zdrowienie i zapobiega zachorowaniu. Jednak najbardziej spektakularny wpływ wywiera opal na stan umysłu – osobom umiarkowanie utalentowanym pozwala optymalnie wykorzystać posiadane talenty, ale najlepiej współgra opal z ludźmi wybitnie utalentowanymi, którym pozwala wybić się na szczyt możliwości intelektualnych.
  • Rodochrozyt ma wybitny wpływ na podświadomość – wyzwala duchowość, sprzyja medytacjom, przynosi prorocze sny.
  • Rubin zwany jest kamieniem kochliwości. Emituje on dwa rodzaje wibracji – wysokie i niskie. Ten magiczny i urokliwy kamień znany jest z tego, że wzmacnia każde zauroczenie, przeradzając je w bezgraniczną miłość, która równie łatwo przeradza się w obojętność, robiąc miejsce dla kolejnej, tak samo wielkiej i nietrwałej miłości. Warto o tym wiedzieć, zanim obdaruje się ukochaną osobę rubinem, bowiem choć magia ma duży wpływ na nasze powodzenie, to bez wiedzy często przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.
  • Sardonyks chroni zdrowie i dobytek, pomaga w nauce języków obcych, dodaje pewności siebie, sprowadza spokojny sen, sprzyja długowieczności.
  • Serpentyn jest kamieniem dobroci i rozwagi. Przynosi ulgę w bólach głowy, stabilizuje pracę mięśnia serca.
  • Sodalit ma duży wpływ na rozwój talentu muzycznego, poprawia słuch muzyczny, pomaga w nauce języków obcych.
  • Szafir wpływa na jasność myśli i wyciąganie prawidłowych wniosków, wyzwala kreatywność i oryginalność, ułatwia podejmowanie słusznych decyzji, przykuwa uwagę otoczenia, zapewnia skuteczność działania, chroni przed złem.
  • Szkło nie jest uznawane jako kamień szlachetny, jedynie jego imitacja, więc właściwości magicznych mu się nie przypisuje. A niesłusznie, bowiem szkło ma unikatowe właściwości magiczne, niespotykane u innych kamieni. Jest niczym kamień filozoficzny nadający osobie go noszącej wzniosłą osobowość, dar zjednywania sobie ludzi, rozliczne talenty, zwłaszcza artystyczne, a także powodzenie w życiu osobistym i zawodowym, co jest raczej rzadko spotykane.
  • Szmaragd jest kamieniem szczęścia, spełnionej miłości, obfitości, powodzenia w życiu i niezłomnego charakteru.
  • Topaz posiada magiczne właściwości przyciągania szczęścia, ochrony przed urokami. Osobom obdarzonym jasnowidzeniem sprowadza prorocze sny.
  • Termolit wyzwala zdolności plastyczne, przyciąga szczęście, chroni przed urokami, chroni zdrowie.
  • Turkus przyciąga uwagę otoczenia, dodaje pewności siebie, łagodzi migrenowe bóle głowy.
  • Turmalin pomaga rozwinąć talent muzyczny, ułatwia naukę języków obcych, przyciąga uwagę otoczenia.
  • Tygrysie oko wpływa na jasność myśli, poprawia spostrzegawczość, wyzwala i potęguje zdolności do nauki przedmiotów ścisłych, dzięki wysokim wibracjom chroni przed negatywnym wpływem skondensowanego promieniowania geopatycznego.

Magiczne właściwości drewna.

Niektóre drzewa, zwłaszcza stare i duże, działają na nas magicznie. Od najdawniejszych czasów drzewa były dla ludzi fetyszami, którym oddawano cześć, składano ofiary i proszono o pomyślność. Nie może zatem dziwić, że drewniane amulety były niegdyś bardzo rozpowszechnione. Zazwyczaj miały naturalny kształt owalny, uzyskany wskutek odcięcia pod skosem plasterka od drewnianego kołka.

Drewniane amulety miały wypalone rozgrzanym żelazem tajemne zaklęcia albo znaki magiczne. Przez wypalony na brzegu amuletu otwór przewlekano rzemień i zawieszano go na szyi, by strzegł przed złymi mocami, a także by rozwijał u posiadacza cechy pozytywne i pomógł okiełznać negatywne – tchórzostwo, lenistwo, próżność, rozrzutność, rozwiązłości, wiarołomstwo. W tej sytuacji magiczne cechy drzewa, z którego wykonany był amulet, miały wielkie znaczenie. Na terenie Europy Środkowej wybranym drzewom przypisywano następujące cech magiczne.

  • Akacja bardzo późno budzi się do życia. Na tle innych drzew, które zielenią się z pierwszymi promieniami wiosennego słońca, akacja wygląda, jakby zeschła. Według ludowych wierzeń dzieje się tak na znak żałoby, że zaginęła Arka Przymierza, która wykonana była (a może jest?) z akacjowego drewna. Akacja wywiera magiczny wpływ na podświadomość – wzmacnia siłę woli, wyzwala dar jasnowidzenia, zsyła prorocze sny.
  • Brzoza najchętniej rośnie w strefach skondensowanego promieniowania geopatycznego, które pochłania i wykorzystuje na swoje potrzeby, dzięki czemu tworzy wokół siebie przyjazny dla organizmu ludzkiego mikroklimat.Dawni Słowianie wierzyli, że brzoza zasadzona przy grobie zapobiegała wychodzeniu zeń ducha zmarłego. Z nastaniem chrześcijaństwa rolę tę przejął brzozowy krzyż. Z drewna brzozowego wykonywano kołyski, dzięki czemu rodzice mogli spać spokojnie wiedząc, że dziecku nic złego stać się nie może, gdyż ma solidną ochronę przed złymi duchami. Magiczne właściwości brzozowych amuletów skupiają się na ochronie przed czarami i złymi mocami.
  • Dąb jest uosobieniem siły, zdrowia i długowieczności. Powyginane pnie starych dębów, z licznymi dziuplami, także dzisiaj wywierają magiczne wrażenie. Stare okazy dębów czczone były przez pierwotne ludy europejskie jako przybytki bóstw. Celtyckie i słowiańskie ludy na miejsca kultu wybierały święte gaje, którymi najczęściej były stare dąbrowy. Celtowie do grobów zmarłych wkładali dębowe amulety, które miały przynieść im powodzenie w zaświatach. W Dodonie, najstarszej greckiej wyroczni, kapłani wieszczyli z szumu liści dębów. Magiczne właściwości dębu to niezłomność, siła charakteru, powodzenie w interesach, długie życie w dobrym zdrowiu.
  • Osika jest drzewem wręcz owianym magią. Jej liście drgają nie tylko na silnym wietrze, ale nawet wówczas, gdy wydaje się nam, że nie ma wiatru, bo go nie czujemy, co samo w sobie jest magiczne. Według ludowych wierzeń osika drży ze zgrozy, ponieważ posłużyła jako pierwsze narzędzie mordu, gdyż właśnie osinowym kołkiem Kain zabił Abla. Według ludowych legend krzyż, na którym ukrzyżowany został Jezus, był osinowy. Niedługo potem Judasz powiesił się na osice. Przez całe stulecia praktykowano wbijanie osinowego kołka w serce nieboszczyków podejrzanych o to, że nocą budzą się do życia i wypijają krew ofiar. W średniowiecznej Europie przybijano wieko trumny osinowymi kołkami, co miało zapobiec wydostaniu się duchów zmarłych. Magiczne właściwości osiki to ochrona przed czarami oraz wszelkimi złymi mocami.

Magiczne właściwości części zwierząt.

Bodaj najbardziej znanym zwierzęcym amuletem jest królicza łapka. Wiara w jej magiczną moc wzięła się stąd, że królika wręcz nie sposób trafić kulą. Króliki kręcą się w pobliżu swoich nor, do których szybko zmykają w obliczu najmniejszego zagrożenia. Ponadto są bardzo czujne, a na dodatek nie uciekają po linii prostej, lecz kluczą zygzakami, uniemożliwiając celny strzał.Moc króliczej łapki jako amuletu chroniącego przed kulami odkryli napoleońscy żołnierze, którzy niejednokrotnie próbowali polować na króliki i zapragnęli mieć ich umiejętności unikania kul. Skuteczność amuletu stała się legendarna, więc szybko zyskał uznanie jako amulet przynoszący szczęście w każdej sytuacji, nawet (o paradoksie!) podczas polowania.Zwierzęce amulety są coraz mniej popularne. Tym niemniej także i dziś spotykane są amulety wykonane z części zwierząt.

  • Muszle i muszelki – uniwersalne amulety ochronne i przynoszące szczęście.
  • Róg jelenia – pomocny w realizacji ryzykownych przedsięwzięć.
  • Lisia kita – sprzyjająca operacjom finansowym.
  • Kość słoniowa – uniwersalny amulet szczęścia i wszelkiej pomyślności, zwłaszcza wykonana z niej figurka słonia.
  • Kieł dzika – pomocny przy długoterminowych planach, w realizacji których niezbędne jest samozaparcie.
  • Niedźwiedzi pazur – dodający wigoru.

Magiczne właściwości kolorów.

Duże znaczenie dla magicznych właściwości amuletów mają kolory, które albo same w sobie posiadają magiczne właściwości, albo potęgują magiczne właściwości amuletów. Podstawowe magiczne właściwości przypisywane kolorom .

  • Biały kolor jest synonimem białej magii, czyli magii skupionej na czynieniu dobra, w przeciwieństwie do czarnej magii, która skupia się na wyrządzaniu zła. W symbolice kolor ten oznacza powagę zdobytą życiowym doświadczeniem, ale także dziewiczą niewinność; czystość duchową, ale także emocjonalną oziębłość. Samodzielnych magicznych właściwości biały kolor nie posiada, ale bywa używany jako kontrast wzmacniający magiczne właściwości innych kolorów.
  • Brązowy to kolor przyjaźni, praworządności, wyrozumiałości, empatii, wierności i przywiązania. Amulety z przewagą brązu przyśpieszają gojenie się zmian ropnych, takich jak ropny katar, ropny kaszel albo jątrzące się rany.
  • Czarny kolor jest uosobieniem siły duchowej i sił nieczystych. U jednych przyczynia się do wzmocnienia sił witalnych, innych czyni podatnymi na wampiryzm energetyczny. Wszystko zależy od osobniczych predyspozycji.
  • Czerwony kolor ma silne, ale krótkotrwałe, wręcz doraźne właściwości magiczne, toteż nie ma on zastosowania w amuletach noszonych na co dzień. Za to kolor czerwony jest niezastąpiony w sytuacjach, gdy potrzebne jest silne i krótkotrwałe wsparcie magiczne, takich jak egzamin albo zawody. Od niepamiętnych czasów czerwone kokardki wiązano na przegubie dłoni noworodka, by ochronić go przed rzuceniem uroków na pierwszym spacerze. Także noworodki hodowlanych zwierząt trawożernych chroniono przed urokami wiążąc im czerwone kokardki w dniu pierwszego wyprowadzenia na pastwisko.Ze względu na duże przesilenie magiczne, występujące po zastosowaniu koloru czerwonego, metody tej nie powinny stosować osoby z gorączką, wysokim ciśnieniem, skłonnością do histerii oraz z zaburzeniami umysłowymi.
  • Fiolet posiada magiczne właściwości wyciszające i uspokajające, toteż zalecany jest osobom nerwowym, łatwo wpadającym we wściekłość, owładniętym chorobliwą zazdrością lub nienawiścią, a także osobom odczuwającym nieuzasadniony lęk bądź wewnętrzny niepokój.
  • Indygo jest kolorem wpływającym na stan emocjonalny. Amulet, w którym dominuje kolor indygo, zwiększa intuicję, tonuje podniety zmysłowe, wyzwala i wzmacnia zdolności paranormalne, zsyła prorocze sny.
  • Niebieski to kolor siły duchowej, cierpliwości, wierności, mądrości, szczerości, czasami także zuchwalstwa. Niebieski amulet posiada magiczną moc stymulacji wewnętrznego spokoju i ukojenia oraz zwalczania egoizmu.
  • Pomarańczowy kolor ma moc przyciągania dobra i pozytywnej energii, toteż jego magiczne oddziaływanie to nade wszystko optymizm oraz dobre stosunki międzyludzkie.
  • Różowy to kolor intuicji, sentymentalizmu i opiekuńczości. Ponadto rozwija i wzmacnia zdolności paranormalne oraz przyciąga powodzenie, bogactwo, płodność i obfitość.
  • Zielony to kolor odrodzenia, zdrowia i długowieczności. Zielony amulet przyśpiesza gojenie się ran i kontuzji, a także wspomaga funkcjonowanie organów wewnętrznych.
  • Żółty jest kolorem sukcesu i przewrotności. Sprzyja bogaceniu się i wyzwala chęć dominacji. Posiada także silne magiczne właściwości prozdrowotne ułatwiające utrzymanie dobrej kondycji psychicznej do późnych lat starości.

Magiczne właściwości kształtów i ornamentów.

Duże znaczenie przywiązuje się do kształtów amuletów oraz naniesionych na nie znaków, rzekomo magicznych. W rzeczywistości mają one jedynie walory ozdobne. Na przykład amulety w kształcie znaków zodiaku, albo na których widnieją owe znaki mają raczej charakter hieroglifów, niż amuletów. Inne, modne obecnie kształty amuletów to: podkowy, tarcze, anioły, breloczki, smoki, czakramy, serca, gwiazdy, heksagramy, delfiny, krzyże, kwiaty, mandele, oczy proroka, runy, sigi, jaja życia, klucze, kotwice, młotki, ptaki, gady, chrząszcze, koniczynki, kwiaty, abrakadabry, i wiele, wiele innych. Żadne z nich właściwości magicznych nie mają.

Magiczne właściwości nazw.

Szczególne znaczenie przypisuje się nazwom amuletów – im bardziej tajemnicza nazwa, tym potężniejsza dla naiwnych nabywców magia amuletu, a więc większa sprzedaż. Wniosek stąd, że amulety największe powodzenie zapewniają ich producentom i sprzedawcom. Wśród dostępnych w masowej sprzedaży amuletów można spotkać: krzyż Atlantów, krzyż ankh, podwójny krzyż ankh, klucz Nilu, pierścień Atlantów, oko Horusa, oko mądrości, krzyż Totus Tuus, kwiat życia, łapacz snów, i wiele innych podobnych dziwactw.

Talizmany.

Talizmany to drobne osobiste przedmioty (medaliki, różańce, obrączki, krzyżyki i inne symbole religijne) przynoszące szczęście dzięki temu, że chronią posiadacza przed złymi mocami. Pod tym względem talizmany niczym od amuletów się nie różnią, jeśli jednak chodzi o samą ideę amuletów i talizmanów, to różnica między nimi jest diametralna, a więc nie do pogodzenia. O ile bowiem amulety magiczną moc posiadają niejako same z siebie, to talizmany same w sobie żadnej mocy nie mają. Magiczną moc, zwaną Opatrznością czyli Nieustającą Opieką Bożą, talizman uzyskuje w wyniku rytuału religijnego, zwanego święceniem.W religiach politeistycznych talizmany poświęcane są odpowiedniemu bóstwu, pod patronat którego oddaje się jego posiadacz. W religiach monoteistycznych moc talizmanom nadają zazwyczaj święci, czyli pośrednicy między Bogiem a człowiekiem. Im też najczęściej poświęcone są talizmany. We wszystkich religiach noszenie amuletów bądź talizmanów innych religii i wiara w ich magiczną moc jest grzechem. Wniosek stąd, że podstawowym warunkiem magicznej mocy talizmanu jest wyznanie religijne. Tak jest w istocie, ale są wyjątki. Znane są bowiem przypadki, gdy moc talizmanu została przekazana osobie niewierzącej. Mimo to talizman najwyraźniej ochronił posiadacza przed nieszczęściem. Kiedy taki przypadek rozpatruje się indywidualnie, to pojawia się pewna reguła. Otóż każdemu z tych przypadków towarzyszyła żarliwa modlitwa oraz pełne zaufanie do Opatrzności Bożej. Bez tych dwóch elementów – żarliwej modlitwy i wiary w Bożą Opatrzność, talizmany raczej nie działają, a jeśli już, to na zasadzie amuletów. Z bioenergetycznego punktu widzenia ów fenomen można wyjaśnić jako możliwość wytworzenia kokonu energetycznego nie tylko wokół własnej osoby, ale także wokół innych osób, z którymi jesteśmy emocjonalnie związani. Oczywiście, że jest to możliwe także bez talizmanu, jednak o wiele trudniejsze, bowiem ów talizman jest pewnym punktem skupienia – imaginoskopem ułatwiającym niemalże namacalną więź z drugą osobą, dzięki czemu możliwe, a przynajmniej o wiele łatwiejsze jest systematyczne odnawianie ochronnego kokonu. Modlitwy w intencji osoby chronionej może odprawiać jednocześnie wiele osób, toteż skuteczność talizmanów często przewyższa skuteczność amuletów.

Autor Józef Słonecki

www.bioslone.pl

Oczyszczanie dróg moczowych

Przewlekłe zapalenie dróg moczowych dotyczy około 80% ludzi. Jest to podstępne schorzenie, ponieważ stany ostre występują stosunkowo rzadko, z reguły dwa razy do roku, i z tego powodu większość bagatelizuje te objawy, nie zdając sobie sprawy, że stan ostry przechodzi w niszczący nerki bezobjawowy stan przewlekły.

Przygotowanie naparu

Składniki: 3 łyżki stołowe kwiatu wrzosu, po jednej łyżce stołowej: ziela mącznicy lekarskiej, liści melisy, ziela fiołka trójbarwnego oraz, w zależności od płci: 1 łyżkę stołową kwiatu jasnoty białej (dla kobiet) albo znamienia kukurydzy (dla mężczyzn).

Napar należy przygotować wieczorem. Składniki wsypać do litrowego termosu i zalać wrzątkiem. Uzyskane 3 szklanki naparu należy wypić następnego dnia w przerwach między posiłkami, tj. co najmniej 30 minut przed posiłkiem i 40 minut po posiłku, najlepiej małymi łykami.

Napar należy pić przez cały rok (również jeśli objawy zapalenia już miną), wg schematu: 6/3, czyli przez 6 tygodni pijemy napar, następnie 3 tygodnie przerwy, itd.

Efekty oczyszczenia dróg moczowych

Układ moczowy jest największym, a więc najważniejszym układem wydalniczym. Jeśli dodamy, że przyczyną wszystkich chorób jest toksemia organizmu wynikająca z braku możliwości wydalenia nadmiaru toksyn, to prawidłowe funkcjonowanie układu moczowego ma decydujące znaczenie nie tylko w utrzymaniu, ale także w przywróceniu zdrowia poprzez działania profilaktyczne ukierunkowane na usunięcie przyczyny dysfunkcji organizmu, zwanej chorobą.

Omawiany napar ma działanie lecznicze obejmujące cały układ moczowy, a także przyległe organy – gruczoł prostaty u mężczyzn oraz przydatki u kobiet.
Kuracja dla dzieci

Dla dzieci napar wykonujemy tak samo jak dla dorosłych, natomiast ilość naparu przeznaczonego dla dzieci dobieramy w zależności od wagi ciała:

do 20 kg – 1 dawki zalecanej dorosłym,
do 40 kg – 1 dawki zalecanej dorosłym,
do 60 kg – 3 dawki zalecanej dorosłym.

Autor: Józef Słonecki
www.bioslone.pl